niedziela, 2 lutego 2014

Ryżowa 44 - prawdziwa pizza w ursusie?

Zawsze z entuzjazmem przyjmuję wieści o nowo otworzonych restauracjach w okolicy Starych Włoch i Skoroszy ponieważ póki co to miejsca nieco przypominające kulinarne pustynie.
Owszem, są tu knajpy ale przynajmniej w moim przekonaniu poziom jaki reprezentują jest niewystarczający i jeżeli mam ochotę na coś dobrego muszę wybrać się w inne rejony Warszawy.

Dlatego kiedy zobaczyłam że na Ryżowej otworzyło się nowe miejsce, w dodatku z kuchnią włoską i ofertą kursów gotowania odwiedziłam je  jak najszybciej.
Miałam nadzieję że w końcu zjem dobre makarony i tradycyjną pizzę a nie ten gliniasty gniot jaki proponuje większość miejsc.

Wyszłam z mieszanymi uczuciami.

Wystrój bardzo mi się podobał. Bardzo ciepły, z dużą ilością drewna, piękne rozgrzewające kolory( głównie różne rodzaje pomarańczowego, ciepłej żółci i czerwieni)
Lubię przytulne miejsca i naturalne surowce.
Sala jest przestronna, stoliki wygodne i bardzo miło nam się siedziało w tym wnętrzu.




W karcie wyczytałam że gnocchi i makarony są robione na miejscu własnoręcznie.
Jest dużo pozycji wegetariańskich i naprawdę można powybierać co jest miłą odmianą po niektórych włoskich knajpkach w jakich bywałam.



Zamówiliśmy herbatę, gnocchi z pesto i orzechami, pizzę bianco z serami i na deser szarlotkę.
Wszystko nam smakowało.
Gnocci były mięciutkie i świeże, pesto dobre a pizza  taka jaką lubię...cieniutka, chrupiąca ze smacznymi składnikami ale nie przeładowana.
Ceny też ludzkie.

No dobrze...to dlaczego nie pieję z zachwytu?

Jest parę drobnych powodów.




Kiedy tam weszłam nie było nikogo z obsługi.
Dopiero kiedy zawołałam z zaplecza wyszła obsługa lokalu...o zgrozo..w szarych dresikowych spodniach i bluzie.
Naprawdę nie jestem bardzo ortodoksyjna jeżeli chodzi o dress code ale sposób ubrania obsługi też tworzy pewien klimat. Wydaje mi się że to jest jednak za duża swoboda...druga Pani która przyszła później i nas obsługiwała miała już jeansowe spodnie i sweter i naprawdę  wrażenie było sporo lepsze.

Drugi zgrzyt poczułam kiedy dostałam swoją porcję gnocchi...a właściwie można powiedzieć porcyjkę.
Była naprawdę malutka a orzechów było w niej tyle co kot napłakał.
Nie powiem...było to naprawdę dobre danie ale jak na danie główne zdecydowanie za małe. Nie wiem czy spotkałam się ostatnio z taką wielkością porcji.
 To było dziwne zwłaszcza  że wielkość pizzy i szarlotki była miła dla oka i żołądka.

To nie są duże niedoskonałości tylko małe niedoróbki które łatwo zlikwidować.
Tak samo jak  brak serwetek na każdym stoliku( regularnie ich potrzebowałam i musiałam zabierać je z innych stolików) albo brak cukru w cukiernicy którą dostaliśmy do herbaty( ledwie co jakaś drobina na dnie, na szczęście nie słodzimy).

Wolałabym też żeby obsługa częściej zaglądała na salę. Układ lokalu jest taki że zza baru nie widać sali jadalnej ani my nie widzimy nikogo z obsługi co znacznie utrudnia kontakt.  Niestety przez długi czas nikt się nie pojawia i np. o rachunek musiałam poprosić sama w drodze do toalety.

Powiedziałabym że miejsce ma miły klimat i obsługę ( jak już dojdzie do stolika) oraz całkiem dobre jedzenie więc i potencjał.
Nie wiem z czego wynikają niedoróbki...może z powodu niedawnego otwarcia lokalu, może z braku doświadczenia albo nieuwagi. Jednak kiedy prowadzi się restaurację takie drobiazgi też są ważne.
A na początku nawet bardzo ważne.

Ja daję miejscu kredyt zaufania i  jeszcze tam wpadnę sprawdzić jak sobie radzą:)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zawsze mi cieplej na sercu kiedy zostawisz komentarz:) Za każdy dziękuję!Pozdrawiam!