środa, 31 grudnia 2014

Vasilopita : greckie ciasto noworoczne, wersja bez jajek.

 
Vasilopita to tradycyjne greckie ciasto noworoczne z monetką w środku. Kto trafi na kawałek z monetką ten będzie miał wspaniały rok:)
W Nowy Rok po obiedzie vasilopita jest krojona przez najstarszą osobę w rodzinie (mężczyznę) a następnie jej kawałki rozdawane są zgodnie ze starszeństwem.

To smaczne ciasto dobre nie tylko na nowy rok ale i do codziennej popołudniowej herbatki lub filiżanki kawy.

Ja oczywiście zmodyfikowałam przepis tak żeby nie zawierał ani jajek ani mleka krowiego.
Pewnie w związku z tym nie jest to prawdziwa vasilopita. Jest jednak bardzo smaczna.

Nie ma również monetki tylko migdał. Dbamy o nasze zęby;)



WEGAŃSKA VASILOPITA

Składniki:

1/2 kubka margaryny roślinnej
2/3 kubka drobnego cukru trzcinowego
2 kubki mleka migdałowego (lub innego roślinnego)
3 kubki maki
dwie łyżki maki kukurydzianej lub ziemniaczanej
łyżeczka sody
łyżeczka proszku do pieczenia
szczypta soli
skórka i sok z jednej pomarańczy (oddzielnie)
skórka z jednej cytryny
łyżeczka przyprawy mahlep (niekoniecznie)
pół kubka mielonych migdałów lub orzechów
dwie łyżki zmielonego siemienia lnianego
1/4 szklanki wody



Przygotowanie;

1. Mąkę, mąkę kukurydzianą przesiewamy, łączymy z sodą i proszkiem do pieczenia, solą, mahlepem, startymi skórkami cytrusowymi i zmielonymi migdałami.

2. Siemię zalewamy wodą i mieszamy, odstawiamy.

3.Do mleka dolewamy sok z pomarańczy.

4. Margarynę ucieramy mikserem razem z cukrem aż masa stanie się puszysta (parę dobrych minut to trwa)

5. Do utartej masy dodajemy siemię, nadal miksując a potem na przemian mleko z sokiem i mąkę z pozostałymi składnikami.

6.Gładką masę przekładamy do wysmarowanej tłuszczem i wysypanej mąką formy. Nie zapomnijcie wcisnąć do ciasta migdała i wygładzić wierzch :)

7. Pieczemy ok 40 minut w 180 stopniach do suchego patyczka.

8. Gotowe ciasto możemy polukrować, posypać grubo cukrem pudrem, polać polewa czekoladową. Wedle gustu:)

Smacznego!

wtorek, 30 grudnia 2014

Kruche ciasteczka porzeczkowe ( puder owocowy z suszonej czarnej porzeczki)

Uwielbiam kruche ciasteczka.
Ale jem je niezmiernie rzadko bo szkoda mi kupować wegańską margarynę.
No ale święta i sylwester to specjalny czas w którym nawet ja się łamię.
A jak się już złamię, wybiorę do sklepu i wydam parę groszy na przyzwoitą roślinną margarynę to nie może być zbyt nudno.



Zwykłe kruche ciasteczka nie są dla mnie.

Zalegają wam w domu suszone owoce? Porzeczki, banany, poziomki, maliny?
Takie suche, kruche, które da się zmielić na puder?
Ja miałam suszone czarne porzeczki których używam w potrawach kuchni arabskiej. Zerkałam na nie od czasu do czasu chcąc użyć ich jakoś inaczej...a kiedy poczułam ciasteczkowy zew już wiedziałam co zrobię.
I tak powstały bardzo porzeczkowe, soczyste, słodko -kwaśne i bardzo kruche ciasteczka idealne.




BARDZO PORZECZKOWE KRUCHE CIASTECZKA

Składniki:

160g margaryny roślinnej
50g cukru pudru
160g mąki pszennej
dwie łyżki pudru porzeczkowego ( suszone porzeczki mielimy w młynku do kawy aż o uzyskania pożądanej konsystencji.
szczypta soli



Przygotowanie:

1. Mąkę, cukier ,sól i puder owocowy mieszamy.

2 Do suchych składników dodajemy posiekaną margarynę i szybko zagniatamy ścisłe ciasto.

3. Odstawiamy na godzinę do lodówki owinięte folią spożywczą.

4. Ochłodzone ciasto rozwałkowujemy na posypanej mąką stolnicy grubość ok.0,5 cm i wykrawamy dowolne kształty.

5. Pieczemy w piekarniku rozgrzanym do 170 stopni ok. 10-12 minut.

UWAGA! Bacznie obserwujemy ciasteczka z pierwszej partii bo każdy piekarnik jest inny. Ciasteczka powinny lekko się zrumienić ale nie zbrązowieć.

Smacznego!

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Nasenny napój z mleka migałowego z gałką muszkatolową

Po ciężkich dniach świątecznych albo przed ciężkimi dniami powrotu do pracy może nam się przydać coś co wspomoże zdrowy, regenerujący sen.

Tym czymś może być smaczny i zdrowy nasenny napój z mleka migdałowego.
Z dodatkiem gałki muszkatołowej i kardamonu działa jeszcze lepiej.



Gałka muszkatołowa to bardzo przyjemna, aromatyczna przyprawa z dużym potencjałem kuchennym i zdrowotnym.
Jej głównym składnikiem czynnym jest mirystycyna. W mniejszych,kuchennych dawkach działa nasennie (z pewnym opóźnieniem. dlatego polecana jest osobom które mają skłonność do wybudzania się w nocy).
Nie należy jednak zwiększać zalecanych ilości bo w nadmiarze może spowodować nudności i bóle głowy a w ekstremalnych przypadkach zatrucie halucynogenne z  konwulsjami i palpitacją.

Natomiast mleko migdałowe zawiera magnez oraz tryptofan ( aminokwas egzogenny) substancje również wspomagające zdrowy sen.

NASENNY NAPÓJ Z MLEKA MIGDAŁOWEGO I GAŁKI MUSZKATOŁOWEJ

Skladniki:

szklanka mleka migdałowego
1/3 łyżeczki świeżo startej gałki muszkatołowej
1 strączek kardamonu
szczypta cynamonu
ew. łyżeczka lub dwie melasy morwowej, syropu z agawy albo innej substancji słodzącej



Przygotowanie:

1. Mleko migdałowe, kardamon, cynamon i gałkę podgrzać prawie do wrzenia.

2. Dodać syrop z agawy lub inny słodzik Wymieszać.

3. Pić bardzo ciepłe.

Smacznego!

wtorek, 23 grudnia 2014

Świąteczny chlebek z kardamonem i przyprawą mahlep.

Ten chlebek to chlebek tradycyjnie przygotowany w Stambule na święta wielkanocne...tak, wielkanocne...ale u nas w domu tak się spodobał że pojawia się na wiele świąt i uroczystości.


Oryginalny przepis nie jest wegański ( klik ) . Ja zastąpiłam mleko mlekiem migdałowym (nadaje delikatny aromat świetnie współgrający z mahlep) i nie używam jajek. Za to dodaję szczyptę szafranu. I kardamon.
To mój wypróbowany sposób. Lubi go cała rodzina.



MAHLEP ( mahalep) to przyprawa bardzo charakterystyczna dla kuchni tureckiej i bliskowschodniej. (można ją kupić np. TU )
Są to zmielone nasiona wiśni wonnej. Używa się ich głównie do wypieków. W aromacie podobna do wiśni i migdałów.  Podobna ale inna. Ja ją uwielbiam. Jeżeli jej nie macie możecie  dodać kropelkę aromatu migdałowego (ale nie więcej!) albo ją pominąć. Chlebek nadal będzie smaczny.

ŚWIĄTECZNY CHLEBEK Z KARDAMONEM I MAHLEP

Składniki:

3 kubki przesianej mąki
pół kubka cukru (może być brązowy)
1,5 łyżeczki suchych drożdży
2-3 łyżeczki przyprawy mahlep
1 łyżeczka zmielonej gałki muszkatołowej
1 łyżeczka mielonego kardamonu (najlepiej świeżo utartego w moździerzu)
szczypta szafranu
125 g masła roślinnego
2/3 kubka mleka migdałowego (plus kilka łyżek do posmarowania)
szczypta soli



Przygotowanie:

1. Mąkę, przyprawy (oprócz szafranu), cukier, sól i drożdże mieszamy w dużej misce.

2. Mleko z masłem i szafranem podgrzewamy aż rozpuścimy masło. Odstawiamy do przestygnięcia. Ma być letnie ale nie parzyć żeby nam nie zabiło drożdży.

3.Mieszamy suche i mokre składniki i wyrabiamy lśniące i elastyczne ciasto ( w razie czego podsypujemy mąką lub dolewamy trochę mleka). Ciasto powinno być na tyle miękkie żeby dało się z niego formować wałki ale nie przyklejało się do rak i stolnicy.

4. Odstawiamy na około godzinę do wyrośnięcia. Dzielimy na dwie części.

5. Każdą część dzielimy następnie na trzy części z których toczymy dość grube wałki i zaplatamy krótki warkocz. Mamy teraz dwa chlebki.

6. Układamy je na wyłożonej papierem blasze zachowując odstęp i zostawiamy na 15 minut.
Smarujemy resztą migdałowego mleka.

7. Wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni i pieczemy aż wierzch ładnie się zrumieni.
( w moim piekarniku zajmuje to ok 30-40 minut ale warto zaglądać w trakcie pieczenia bo każdy jest trochę inny. U mojej mamy piecze się znacznie szybciej)

Gotowy chlebek możemy posypać złotym jadalnym barwnikiem spożywczym dla nadania mu bardziej odświętnego charakteru.

piątek, 19 grudnia 2014

Słoneczna wegetariańska jambalaya w stylu nowoorleańskim.

Wiem że wszyscy są już w przedświątecznych nastrojach a ci których nie porwała jeszcze prezentowo choinkowa gorączka pewnie mają doła bo nie ma śniegu i tylko deszcze, deszcz, deszcz...

Ale będę z wami szczera kochani.
Nie mam w tym roku świątecznego nastroju.
Nie mam też deszczowej chandry.

Od kilku tygodni żyję w trochę innym prywatnym świecie gdzie oczy wypatrują słońca, uszy szumu drzew a dłonie trawy lub piasku.
Umysł natomiast pływa po szerokich wodach przemyśleń zupełnie nie świątecznych za to związanych z wydarzeniami ostatniego miesiąca.
Przykrymi wydarzeniami ale prowokującymi do pewnych zmian w działaniu i myśleniu.

I jedyne co mnie pociąga to odległa od naszej rzeczywistości kuchnia Nowego Orleanu...
Na śniadanie piję nooorleańska kawę a wieczorami siorbię gumbo.
A w obiadowej porze najchętniej stoję nad garnkiem i wielką łychą mieszam jambalayę w rytm ulubionej muzyki.
Dlaczego Nowy Orlean?
Nie mam zielonego pojęcia...pojawił się w mojej głowie znikąd i zadomowił na dobre...
Kojarzy mi się z muzyką, regionalnymi produktami, kuchnią z naleciałościami francuskimi i hiszpańskimi ale jednocześnie jedyną w swoim rodzaju.



Przepisów na jambalayę jest tyle ile domów.
Inna jest jambalaya w stylu kreolskim, inna typu cajun (tzw. brown jambalaya).

Ja powodowana moją miłością do pomidorów zwykle decyduję się na czerwoną wersję nowoorleańską z ich dodatkiem.
Wiadomo, klasyczna jambalaya to długoziarnisty ryż i mięso...nie jem mięsa więc proponuję wegetariańską z "wielką trójką" czyli najbardziej charakterystycznymi dla tego typu kuchni warzywami: cebulą, papryką i selerem naciowym.
Oraz bakłażanem nadającym całości charakterystyczny posmak.
Całość szczodrze posypana natką.

Zaczynamy?



WEGETRIAŃSKA JAMBALAYA W STYLU NOWOORLEAŃSKIM

Składniki:

dwie średnie cebule
po jednej sporej papryce(zielonej i czerwonej)
kilka łodyg (2-3) selera naciowego
2-3 ząbki czosnku
puszka pomidorów
mała puszeczka koncentratu pomidorowego
1,5 szklanki długoziarnistego ryżu
bulion warzywny  (ok.1 l)
oliwa lub olej



przyprawy:
liść laurowy
pół łyżeczki oregano
pół łyżeczki mielonej wędzonej papryki
łyżeczka mielonej słodkiej papryki
pół łyżeczki czosnku w proszku
pół łyżeczki cebuli w proszku
łyżeczka białego i czarnego pieprzu
łyżeczka tymianku
pół łyżeczki cayenne

Przygotowanie:

1. Cebulę, paprykę kroimy w kostkę. Seler naciowy na plasterki.

2. W dużym garnku rozgrzewamy oliwę. Wrzucamy cebulę. Podsmażamy aż się zeszkli.
Dodajemy paprykę i seler i mieszając od czasu do czasu podsmażamy aż delikatnie się zrumienią.

3. Dodajemy koncentrat pomidorowy i podsmażamy cały czas mieszając aż lekko się skarmelizuje.

4. Dolewamy kilka łyżek oliwy, wsypujemy ryż i mieszamy 2-3 minuty aż cały będzie pokryty tłuszczem i pozostałymi składnikami.

5. Dolewamy 2/3 bulionu, dorzucamy pomidory z puszki i pokrojonego w kostkę bakłażana (uprzednio bakłażana umieszczamy na sitku i zasypujemy solą na 15 minut po czym płuczemy pod bieżącą wodą, pozbawimy go w ten sposób ewentualnej goryczki).

6. Dorzucamy przyprawy (możemy zmienić ich skład, pominąć niektóre lub zmienić ich ilość, w jambalayi wszystko jest zmienne).

7. Zmniejszamy ogień i gotujemy pod przykryciem często mieszając (!)-  jambalaya lubi przywierać.

8. Jeżeli ryż wchłonie cały bulion ale całość nie będzie jeszcze miękka dolewamy tyle ile potrzeba.

9. Gotową jambalayę rozkładamy na talerze, posypując obficie natką pietruszki i serwujemy od razu najlepiej w gronie przyjaciół i przy muzyce. To potrawa której nie je się samemu. I dobrze, bo trudno ugotować jej mało:)

piątek, 21 listopada 2014

Rewelacyjna pasta z buraczków i nerkowca (plus przepis na kiszone buraki)

Dzisiaj przedstawię wam dwa przepisy.
Pierwszy na kiszone buraczki które są kontynuacją cyklu o kiszonych warzywach i moim totalnym zauroczeniem oraz na wyjątkową pastę z tych właśnie buraczków i nerkowców.

Pasta zrobiła wielką furorę na ostatnim zjeździe w Biotop Lechnica ( biotoplechnica.eu ) cudownym miejscu które prowadzą fantastyczni ludzie m.in Marek Styczyński, etnobotanik i muzyk ( etnobotanicznie.pl i magic carpatians ).
Miejsce dopiero się rozkręca ale już zachwyca a zaprezentowane plany są fantastyczne.
Znajduje się niedaleko granicy po słowackiej stronie Pienin.
Zachęcam do obserwacji i udziału w warsztatach Marka i Ani :)
Coś ciekawego znajdą tam dla siebie biolodzy, etnobotanicy, muzycy i etnomuzykolodzy. Oraz cała rzesza innych osób.

Wracając do przepisu. Został on powszechnie zaaprobowany i mogę go z całym sumieniem polecić jako jedną z lepszych past jakie kiedykolwiek wyszły spod mojej ręki:)
W dodatku jest bardzo zdrowa i potrzeba do niej niewielu składników.
I ma boski różowy kolor!





Zacznijmy od bazy: kiszonych buraczków.
Kiszone buraczki mają swój własny obłędny smak. Wytworzony zakwas można wypić dla zdrowotności albo wykorzystać do barszczu który w ten sposób uzyskuje najlepszy możliwy aromat.
Pozostawione i odcedzone kawałki ukiszonych buraków używam jako samodzielnej przekąski, do sałatek lub jak tutaj do past.

Są łatwe w przygotowaniu i jedynym minusem jest konieczność odczekania tych kilku dni aż się zakiszą.

KISZONE BURACZKI

Składniki:
zalewa:
Na litr wody potrzebujesz 1 łyżkę stołową soli kamiennej.
Zagotuj wodę z solą i ostudź.

pozostałe składniki:
wyparzone słoiki
buraki (obrane i pokrojone w kawałki)
gałązki zielonego koperku
obrane ząbki czosnku
kawałek korzenia chrzanu





Przygotowanie:

1. Ząbki czosnku, kawałek korzenia chrzanu i gałązkę kopru układasz na dnie słoika.

2. W tak przygotowanym słoju układasz kawałki buraków( dość ścisło) i zalewasz solanką.

3. Postaraj się żeby nic nie wystawało ponad wodę. Ja lubię sporo koperku więc na wierzch wrzucam jeszcze ze dwie gałązki i upycham nimi buraki.

4. Zakręć słoik (nie za mocno bo całość będzie fermentować) i odstaw w ciepłe, ciemne miejsce na kilka dni (7-10 dni) po 2-3 dniach można słoik delikatnie odgazować raz dziennie odkręcając lekko pokrywkę.
Można też sprawdzać czy nic niepokojącego się nie dzieje. Piana na wierzchu jest zjawiskiem naturalnym. Można ją usunąć czystą łyżką ale nie trzeba.

5. Po tygodniu buraki są zakiszone a zakwas gotowy.
Możecie całość wstawić do lodówki żeby spowolnić proces fermentacji albo zlać płyn do oddzielnej butelki ( w oczekiwaniu na wykorzystanie) a buraki zużyć do innych celów.

No to kisimy!!!
A potem robimy cud pastę:

PASTA Z KISZONYCH BURACZKÓW I NERKOWCÓW

Składniki:

szklanka nerkowców
pół szklanki kiszonych buraczków razem z koprem i czosnkiem ze słoika.
2-3 łyżki płynu z kiszonych buraczków
ewentualnie ulubione przyprawy




Przygotowanie:

1. Nerkowce namaczamy w zimnej wodzie kilka godzin (najlepiej na noc). Odcedzamy.

2. Namoczone nerkowce miksujemy z buraczkami, koprem i czosnkiem. Ewentualnie dodajemy do smaku soli lub pieprzu. Ja uważam że niczego więcej jej nie trzeba;)

Smacznego!!!








czwartek, 13 listopada 2014

Kiszone warzywa cz.I ( kiszona fasolka i rzodkiewki )

Jesienią i zimą kiszonki są jeszcze bardziej pożądane niż w innych porach roku.
Brakuje  wyboru sezonowych ,świeżych warzyw i owoców.
Wiele z nich jest sprowadzanych z daleka i długo przetrzymywanych co sprawia że zawierają mnóstwo konserwantów i jednocześnie mają mniej witamin.

Kiszonki są świetnym rozwiązaniem. Kiszenie zmniejsza kaloryczność produktu, podwyższa poziom witaminy C i przyswajalność oraz zapewnia żywe kultury bakterii dla naszego układu pokarmowego.
To wszystko wzmacnia odporność często nadwątloną jesienną porą.

Kisić można właściwie wszystko:)

W pierwszym odcinku o kiszonych warzywach proponuję kiszone rzodkiewki i fasolkę szparagową.




KISZONE RZODKIEWKI I KISZONA FASOLKA SZPARAGOWA

Składniki:

zalewa:
Na litr wody dodajemy łyżkę stołową soli kamiennej i zagotowujemy. Studzimy.

do rzodkiewek:
umyte ,obcięte rzodkiewki
1/4 łyżeczki kuminu
parę gałązek koperku
2-3 ząbki czosnku

do fasolki:
umyta , obcięta na końcach fasolka szparagowa
łyżeczka cząbru
2-3 ząbki czosnku
kawałek korzenia chrzanu

dodatkowo:
wyparzone słoiki



Sposób przygotowania:

1. W wyparzonych słoikach układamy połowę czosnku, gałązkę kopru, ciasno ułożone rzodkiewki. Dodajemy kumin i resztę czosnku i koper na wierzch. Zalewamy solanką. Zakręcamy lekko słoik.

W drugich układamy na dnie połowę czosnku, kawałek korzenia chrzanu i połowę cząbru.  Wkładamy ciasno ułożoną fasolkę i dodajemy pozostałą część przypraw. Zalewamy solanką. Lekko zakręcamy słoiki.

2. Uważamy żeby warzywa były całkowicie zanurzone.
Zostawiamy słoiki na około 7 dni.  Od czasu do czasu można lekko odkręcić słoik żeby usunąć nadmiar gromadzącego się gazu lub piany. Następnie przenosimy słoiki do lodówki żeby spowolnić proces fermentacji.

3. Jeżeli chcemy przechować ukiszone warzywa dużo dłużej możemy je zapasteryzować ale musimy pamiętać że w ten sposób przedłużymy trwałość przetworów kosztem żywych kultur bakteryjnych i witamin.

Smacznego!



poniedziałek, 10 listopada 2014

Zupa krem z dyni z wędzoną papryką i pieprzem syczuańskim.


Jeżeli jeszcze nie odkryliście wędzonej papryki dla waszej kuchni to koniecznie trzeba to nadrobić.
To jedna z moich ulubionych przypraw.
Pochodzi z Hiszpanii gdzie paprykę jako taką przygarnięto radośnie od razu po odkryciu że istnieje:)
Można ją dostać w trzech odmianach: słodkiej, półsłodkiej (bittersweet) i ostrej.
Proces produkcji polega na suszeniu poprzez wędzenie w dymie z drewna dębu a następnie mielenie gotowego produktu.
Jest bardzo charakterystycznym smakiem w hiszpańskiej kuchni. Używa jej się m.in. do wyrobu chorizo.
Można ją dodawać do ryb, mięs, gulaszy, ziemniaków, zup i warzyw strączkowych.
Ja nie wyobrażam sobie bez niej kuchni.
Pierogów z czerwonej soczewicy ( klik ) czy past do pieczywa i gulaszy warzywnych.

A także zup.
Dzisiaj proponuję rozgrzewającą, bardzo aromatyczną zupę z dyni piżmowej (butternut  squash)- Cucurbita moschata o aksamitnym miąższu idealnym do tego celu.
Rozpoznacie ją po kształcie. Wygląda jak wielka gruszka rozdęta na dole z jasną gładką skórką.
Jednak jeżeli nie możecie jej dostać nada się każda inna.

Całość doprawiona jest pieprzem syczuańskim który można zastąpić czarnym lub długim.




ZUPA KREM Z DYNI Z WĘDZONĄ PAPRYKA I PIEPRZEM SYCZUAŃSKIM

Składniki:

Miąższ z dyni piżmowej pokrojony w kostkę (ok. 2-3 szklanek)
3-4 ząbki czosnku
jedna mała cebula
2-3 ziemniaki
marchewka
oliwa
sól
wędzona słodka papryka
 świeżo utłuczony pieprz syczuański (lub czarny)
woda lub bulion warzywny.



Przygotowanie:

1. Cebulę kroimy w kostkę i podsmażamy w garnku aż się zeszkli.

2. Dodajemy pokrojony w plasterki czosnek i chwilę podsmażamy.

3. Dodajemy dynię, obrane i pokrojone w kostkę ziemniaki, marchewkę pokrojoną w plasterki  i zalewamy bulionem lub wodą.

4. Gotujemy do miękkości. Doprawiamy wędzoną papryką, pieprzem, i solą do smaku. Miksujemy.

5. Podajemy gorącą posypaną odrobiną papryki, pieprzu i polaną cienką strużką oliwy z oliwek.


Smacznego!

środa, 5 listopada 2014

Wszystkie moje octy cz.II czyli czemu to kocham:)

Pisałam już jakie octy robię i jak zacząć.
Ale nie pisałam dokładniej dlaczego tak bardzo to lubię:)

Po pierwsze: To bardzo ekonomiczne.
Używasz tego co masz pod ręką.  Sezonowych owoców, warzyw, obierek od jabłek, łąkowych kwiatów itp. Nie generujesz dodatkowych kosztów. Nie musisz iść do sklepu i kupować wyczesanego octu dla ambitnych za kilkadziesiąt złotych a nawet tego zwykłego za siedem:)

Po drugie: To łatwe i niezbyt pracochłonne...potrzebujesz tylko trochę cierpliwości.

Po trzecie: To zdrowe.
Zdrowe dlatego że wiesz co umieszczasz w środku i zdrowe dlatego że sam produkt końcowy jest zdrowy.
Na co pomaga?
Ocet jabłkowy odkwasza organizm.
Domowy ocet to skarbnica witamin i mikroelementów oraz żywych kultur bakteryjnych więc odżywia, ułatwia detoksyfikację, wzmacnia naszą odporność i dba o nasza florę bakteryjną.
Rozcieńczony wodą to świetny napój izotoniczny i pyszna "lemoniadka".
Stosowany zewnętrznie jest świetną płukanką do włosów, tonikiem do twarzy, okładami na skórę i ugryzienia owadów.
Jest też świetnym nośnikiem dla innych cennych substancji które pięknie przechodzą do niego w trakcie macerowania..
Znowu: wszystko bez dodatkowych kosztów.
Więcej na temat zastosowania octów na świetnym blogu HERBINESS

Po czwarte: Daje pole do popisu, eksperymentowania, kreatywności.
Daje poczucie że robisz coś samemu od podstaw.
I satysfakcję kiedy efekt końcowy jest lepszy niż sądziłeś:)

Po piąte: Nie możesz kupić w prezencie zapalonemu kucharzowi octu z kwiatów koniczyny...ale możesz robić go w lecie i dać na gwiazdkę...fajne? Fajne!

Po szóste: Nigdy nie jesteś sam...słoik nastawionego octu to jak planeta z milionem żywych istotek uwijających się w środku.
Mi od razu weselej jak o tym pomyślę:)))

Przekonałam was chociaż trochę?

To kilka przydatnych adresów gdzie możecie znaleźć wsparcie w rozpoczęciu waszej octowej przygodzie:)

Blog Herbiness podałam trochę wyżej.

A z FB szczególnie polecam:
OCTOMANIA 
FERMENTUJEMY ROŚLINY
POSZUKIWACZE ROŚLIN

W tym momencie na mojej półeczce robią się cztery octy: buraczkowy, pomidorowy, lawendowy i żurawinowy:)

A wy? Na jaki mielibyście ochotę?





sobota, 1 listopada 2014

WYNIKI KONKURSU z książką ! Zapraszam!

Z przyjemnością czytałam wasze propozycje dotyczące potraw z dzikich roślin.
Wszystkie są fantastyczne od tych podstawowych do tych skomplikowanych. Z chwastów, dzikich owoców, kwiatów.
Jesteście wspaniali, kreatywni i cudownie entuzjastyczni:)

Gdybym mogła każdemu z was posłałabym książkę...ale musiałam wybrać i to był naprawdę ciężki, łamiący serce wybór.
Ale mus to mus:)

A więc nie przedłużając...Książkę Łukasza Łuczaja pod tytułem "Dzika kuchnia" za fantastyczny pomysł zarówno na uroczysty tort jak i prosty ale szybki i błyskawicznie znikający biszkopt nasączony sokiem z czarnego bzu otrzymuje AGA FRĄCZEK.

Aga proszę prześlij mi adres na który mam wysłać nagrodę (mailowo lub wiadomością na facebook'u).

Dziękuję wszystkim którzy zadali sobie trud wzięcia udziału w konkursie!
Wypatrujcie kolejnych! Mam już parę pomysłów:)

poniedziałek, 27 października 2014

Święto octu! Czyli wszystkie moje octy cz. 1

Dzisiaj obchodzimy Święto Octu ustanowione przez cudownie kreatywną Inez z bloga Herbiness (klik ) Możecie tam znaleźć receptury rozmaite na octy, winka ziołowe i wiele innych ciekawych rzeczy.
To ona wciągnęła mnie w octomanię (zapraszam też na stronę naszej społeczności OCTOMANIA ) i pozwoliła odkryć jak dobrze umiem się dogadywać z fermentacyjnym mikroświatkiem.

Z okazji dnia octu chcę się z wami podzielić informacjami, zdjęciami, receptami oraz pochwalić tym jakie octy zrobiłam w tym roku.
Wyjaśnię jak zrobić najprostszy ocet jabłkowy, czym różni się nastaw na ocet od maceratu, jaki typ fermentacji zachodzi w trakcie procesu przemiany nastawu w ocet oraz dlaczego warto robić octy samemu :)

Zaczynamy!




W tym roku udało mi się zrobić kilka naprawdę fajnych octów.

1. Ocet wiśniowy z kwiatem czarnego bzu
2. Ocet jabłkowo-różany
3. Ocet gruszkowo-głogowy
4.Ocet śliwkowy
5.Ocet dyniowy
6.Ocet ananasowy
7.Ocet dereniowy
8.Ocet malinowy z estragonem
9. Ocet winny z czerwonej porzeczki.

W tej chwili  w trakcie produkcji są: dwa octy winne ( czerwony z macierzanką i biały z kardamonem), ocet pomidorowy, kolejny ocet jabłkowy oraz dwa maceraty : ocet siedmiu spryciarzy w wersji przyprawowej i ziołowej.

Trzy receptury gotowych octów już umieściłam na blogu :

1 . Ocet białej porzeczki i oregano

2.Ocet koniczynowy z kwiatów koniczyny czerwonej

3.Korzenny ocet dyniowy

Jeden z nich jest to ocet z nastawu, dwa to maceraty.
Czy się one różnią?

MACERATY OCTOWE
Maceraty to najprostszy sposób na ciekawe octy smakowe.
Potrzebujesz tylko gotowego octu ( własnego, w tym przypadku pamiętaj żeby go spasteryzować przed użyciem lub kupionego) i wybranego składnika.
To mogą być przyprawy, zioła , kwiaty, owoce...
Ogranicza cię jadalność produktu roślinnego i własna wyobraźnia.
Możesz użyć dowolnego rodzaju octu (jabłkowy, winny, balsamiczny) dostosowanego aromatem i smakiem do tego co będziesz macerować i jaki efekt chcesz uzyskać.
Wybranym octem zalewasz wyselekcjonowany składnik lub składniki i macerujesz ok.2 tygodni potrząsając raz dziennie.
Następnie filtrujesz przez gazę lub filtr np. do kawy i cieszysz się efektem.
Tak powstał mój ocet koniczynowy i dyniowy korzenny.


NASTAWY OCTOWE

O nastawach na ocet mówimy wtedy kiedy chcemy zrobić własny ocet od podstaw.
Potrzebna jest do tego osłodzona woda, owoce i ewentualnie drożdże winne.
Można też zrobić ocet bez dodatkowych drożdży jeżeli użyjemy owoców z ekologicznych miejsc co pozwoli nam ich nie myć i zachować na ich powierzchni naturalnie występujące dzikie drożdże.
Taki ocet możemy zrobić oczywiście z jabłek ale też gruszek, malin, jeżyn, owoców róży czy głogu.
Wszystkie mają na skórce dzikie drożdże. Jeżeli chcemy zrobić ocet z owoców mytych możemy też dodać na samym początku trochę żywego octu (niepasteryzowanego) z poprzedniej produkcji.
Ocet można też zrobić z mniej oczywistych surowców takich jak dynia czy ryż. Ale wtedy lepiej dodać do nastawu trochę drożdży winnych (można je kupić przez internet albo w hipermarketach budowlanych w dziale gospodarstwa domowego)



JAK ZACZĄĆ?

Najlepiej zacząć od podstawowego, najprostszego OCTU JABŁKOWEGO.
Potrzebne ci będą jabłka (albo tylko jabłkowe obierki), woda, cukier, wyparzony duży słój, gaza i gumka.
Jeżeli musisz umyć jabłka zaopatrz się też w saszetkę drożdży winnych albo trochę żywego niepasteryzowanego octu od znajomych lub z poprzedniej produkcji.

1. Jabłka pokrój na kawałki i wsyp do naczynia.

2. Wodę (najlepiej źródlaną ) wymieszaj z cukrem w proporcji 2 łyżki cukru na litr wody do rozpuszczenia się cukru. Jeżeli musisz umyć owoce to na każdy litr dodaj ok 1g drożdży winnych i wymieszaj albo dolej trochę żywego niepasteryzowanego octu.

3.Zalej owoce wodą z cukrem, zabezpiecz gumką i gazą żeby do środka nie dostały się muszki ( nie zakręcaj ani nie przykrywaj talerzykiem. Nastaw musi mieć powietrze!) i odstaw w ciepłe, raczej ciemne miejsce. Po 24-48 h nastaw powinien zacząć pracować, to znaczy powinieneś zacząć widzieć bąbelki CO2 będące efektem pracy drożdży.
To etap  FERMENTACJI ALKOHOLOWEJ.
W tym etapie drożdże przekształcają cukier z nastawu w alkohol i dwutlenek węgla (podobnie jak przy robieniu wina).

Na tym etapie jabłka będą wypływały na wierzch ,dlatego codziennie mieszaj je wyparzoną łyżką aby nie zapleśniały.
Fermentacja alkoholowa w zależności od temperatury otoczenia i ilości cukru może trwać ok.1-2 tygodnie ( ale miałam i ocet rekordzistę który pracował 4tyg)
Będziesz wiedział że się skończyła kiedy owoce opadną na dno i nie będzie już pęcherzyków gazu.

3. Po ustaniu fermentacji alkoholowej zaczyna się drugi etap : FERMENTACJA OCTOWA za którą odpowiedzialne są bakterie octowe. One właśnie przekształcają alkohol w ocet. Potrzebują do tego powietrza dlatego nastaw zabezpieczony jest łatwo przepuszczalną gazą.
Fermentacja octowa trwa dłużej (4-6 tyg) i też jest uzależniona od temperatury, ilości wytworzonego wcześniej alkoholu i rodzaju bakterii octowych.
Nastaw powinien stopniowo zmienić zapach z winnego na octowy.

4. Po zakończonym procesie fermentacji octowej ocet zlewamy przecedzając przez gazę i odstawiamy do sklarowania.
Początkowo ocet jest mętny ale po kilku tygodniach wszystkie fermentacyjne resztki opadają na dno i można go delikatnie zdekantować (czyli zlać sklarowany płyn znad osadu).



Podstawowe problemy i pytania.

1. Coś mi wyrosło na powierzchni nastawu. Co zrobić? Co to jest?

Na nastawie może wyrosnąć pleśń ( wtedy trzeba niestety wszystko wyrzucić i zacząć od nowa) albo może pojawić się kożuszek fermentacyjny lub matka octowa.
Jak to rozróżnić?
Często to kwestia doświadczenia ale kożuszek fermentacyjny różni się od pleśni kilkoma cechami. Pojawia się równą warstewką na całym nastawie. Ma kremowobiałą barwę i łatwo się rozrywa bo tworzą go drożdże i bakterie octowe które nie wykazują w stosunku do siebie dużej adhezji (przylegania). Często ma delikatnie pomarszczoną powierzchnię i nigdy nie pachnie stęchlizną ani nie ma zielonkawego, czarnego, szarego, czerwonego zabarwienia w przeciwieństwie do pleśni.
Pleśń zwykle zaczyna rosnąć z jednego miejsca rozrastając się koncentrycznie (coraz większe kółeczko)i jest zwarta bo to po prostu rozrastająca się grzybnia. Jeden organizm.
A matka octowa?
Matka octowa to biofilm bakteryjny bakterii octowych który wykształca się zwykle w czasie etapu fermentacji octowej i przypomina albo cienką półprzezroczystą warstewkę (o kolorze zależnym od koloru nastawu) albo grubszy ..no...glut...jak warstwa zbyt gęstego zestalonego kisielu lub galaretki którą można wziąć w palce.
I kożuszek fermentcyjny i matka octowa to dobre twory:)
A jeżeli wyhodujecie matkę octową po zlaniu octu można ją zachować i wrzucić do nowego nastawu wtedy ocet zrobi się szybciej:) albo dodać do wina aby uzyskać ocet winny (żywi się alkoholem zawartym w winie).

2. Do czego używać zrobionego octu i czy ocet jest zdrowy?

Zrobiony ocet możemy używać w taki sam sposób jak ocet kupiony w sklepie: do sałatek, przyprawiania dań, do marynat ( w tym przypadku pamiętajmy aby gotowy ocet najpierw zapasteryzować aby pozbawić go żywych kultur bakteryjnych ) albo do maceratów octowych.
Można z niego robić płukanki do włosów, toniki, ziołowe wcierki (więcej np. na blogu HERBINESS)
Można używać go do zdrowych napoi izotonicznych lub jako dodatek do napojów typu lemoniada ( domowy ocet jest delikatniejszy i ma zdecydowanie przyjemniejszy smak i zapach).
Wreszcie można z niego zrobić prezent dla kogoś kto  ceni dobre jakościowe produkty :)
Jestem pewna że ma jeszcze wiele innych zastosowań:)

A czy jest zdrowy?
Jest bardzo zdrowy...ale o tym dlaczego i na co już w drugiej części postu.
Zapraszam niebawem!





niedziela, 26 października 2014

Piekielna przystawka z kiszonych limonek i chili. Dla odważnych.

Pierwszy raz spróbowałam jej w jemeńskiej knajpce.
Jest piekielnie ostra, aromatyczna, kwaskowa i zupełnie hipnotyzująca.
Po pierwszym kęsie poczułam pieczenie chili i aromat kiszonych limonek poprzetykany kurkumą i czarnuszką. Język piekł mnie tak że aż napłynęły mi łzy do oczu ale jednocześnie było w niej coś takiego że chciało się sięgać po kolejny kęs.

Wiedziałam że muszę odtworzyć ten smak w mojej kuchni.
Przepis na kiszone limonki podawałam wam ostatnio (klik ). Jeżeli już je mamy możemy łatwo przygotować to piekielne cudo.



PIKLE Z KISZONYCH LIMONEK I CHILI Z CZARNUSZKĄ I KURKUMĄ

Składniki:

kiszone limonki (ok. 2/3 szklanki)
kurkuma mielona (2 płaskie łyżeczki)
świeże chili( jedna spora drobno posiekana bez lub z nasionami w zależności jak bardzo piekielną chcemy mieć przystawkę)
nasiona czarnuszki (2 łyżeczki)
sok z 2 limonek



Przygotowanie:

Wszystkie składniki dokładnie mieszamy i odstawiamy na 2 dni do przemacerowania do lodówki.

Smacznego!!!

czwartek, 23 października 2014

Kiszone limonki

Jestem fanką kiszonek.
Uważam że są znacznie zdrowsze i często smaczniejsze niż marynaty.
Kiszenie jest łatwe i daje duże pole do popisu.
Proponowałam niedawno przepis na kiszone pomidorki koktajlowe ( klik ) które szczerze polecam a teraz podrzucę wam jeszcze jeden pomysł na wykorzystanie drzemiącego w tej metodzie potencjału.

W ostatnich latach dużą popularność zyskały kiszone cytryny jako oryginalny i smaczny dodatek do dań marokańskich.
W podobny sposób można zrobić kiszone limonki również popularne w niektórych krajach.
Ja jadłam je pierwszy raz kosztując kuchni jemeńskiej i zakochałam się w nich.
Bardzo aromatyczne. Wyjątkowe w smaku. Dekoracyjne.



KISZONE LIMONKI

Składniki:

limonki
sól




Przygotowanie:

1. Umyte limonki kroimy na ćwiartki i układamy ciasno warstwami w słoiku.
Każdą warstwę przesypujemy solą (ok 1 łyżki), nie za dużo.

2. Słoik zakręcamy i odstawiamy na jakiś tydzień.
Po jednym, dwóch dniach z limonek powinien zacząć wydzielać się sok a sól rozpuszczać.
Wtedy raz, dwa razy dziennie wstrząsamy słoikiem lub odwracamy go do góry dnem żeby sok równomiernie się rozprowadził. Limonki zaczną nieco zmieniać kolor. Po tygodniu są gotowe do użycia.

3. Gotowe limonki należy przechowywać w lodówce.

Można je dodawać do sosów, gulaszy, kuskusu podobnie jak kiszone cytryny albo na ich bazie zrobić pikantne przystawki (przepis niedługo).

Smacznego!!!

środa, 22 października 2014

Focaccia dyniowa z listkami świeżej szałwi.

Jesień to warzywa.
Październik i listopad to zdecydowanie dynia.
Mała, duża, hokkaido, prowansalska , olbrzymia, makaronowa...

Dyniowe pieczywo, zupy ,gulasze, desery...

Dyniowy, karotenoidowy szał.
Bo to zagłębie beta karotenu i witamin z grupy B. Posiada także potas, fosfor i wapń:)
A wiecie że z botanicznego punktu widzenia dynia to...jagoda?:)

Uwielbiam dyniowe pieczywo.  Optymistyczne pomarańczowe, pachnące.
Połączenie dyni i świeżej szałwii zawsze było jednym z moich ulubionych.

A wy? Co najbardziej lubicie robić z dyni?:)



FOCCIA DYNIOWA Z LISTKAMI ŚWIEŻEJ SZAŁWI

Składniki;

2/3 szklanki upieczonej i zmiksowanej dyni hokkaido
2,5 szklanki maki pszennej
1.,5 łyżeczki suczych drożdży lub 2 duże łyżeczki świeżych
sól
łyżeczka cukru
3 łyżki oliwy z oliwek
1 szklanka wody

dodatkowo garść świeżych listków szałwii



Przygotowanie:

1. Świeże drożdże rozpuszczamy w połowie szklanki ciepłej wody z cukrem. Zostawiamy na 15 minut

2. Suche drożdże(lub zaczyn), mąkę, sól, dynię, oliwę, ew. cukier mieszamy.Dolewamy wody aż uzyskamy miękkie elastyczne ciasto. Dokładnie wyrabiamy. Ewentualnie dolewamy jeszcze wody lub dosypujemy mąki do uzyskania odpowiedniej konsystencji.

3.Odstawiamy do wyrośnięcia na godzinę.

4. Ciasto rozciągamy na grubość ok.1 cm w wysmarowanej oliwą formie. Na wierzchu robimy wgłębienia i układamy w równych odstępach listki szałwii lekko dociskając. Całość skrapiamy oliwą i posypujemy gruboziarnista solą.

5. Pieczemy w piekarniku rozgrzanym do 180 stopni ok.30 minut. Focaccia powinna lekko wyrosnąć i ładnie się zrumienić.

Ponieważ dodatek dyni powoduje że ciasto jest bardziej wygodne i cięższe trzeba dodać więcej niż zwykle drożdży i poczekać aż ciasto ładnie wyrośnie:)

Smacznego!

poniedziałek, 13 października 2014

Czas na herbatę: gojnik/herbata górska

Nie do końca rozumiem ludzi ograniczających gorące napoje tylko do herbacianych listków. Często dość kiepskiej jakości.
A wokół tyle roślinnego dobra:)

Dzisiaj przedstawiam wam gojnik zwany też herbatą grecką lub górską.



Herbata z gojnika to pędy kwiatowe  Sideritis scardica, rośliny z rodziny jasnotowatych .
Bardzo popularna w Bułgarii, Grecji i Turcji (która jest jego największym eksporterem).
Roślinka ta zakwita w drugim roku swojego życia a w następnych tworzy liczne odrosty.

Nazwa łacińska sideritis nawiązuje do greckiego słowa sidero oznaczającego żelazo.
Podobno podawano tę herbatę żołnierzom dla wzmocnienia a naparem leczono rany zadane właśnie żelazem.

Gojnik od wieków uważany był za panaceum.
I rzeczywiście pełen jest dobroczynnych właściwości.
Jest źródłem żelaza i zawiera olejki eteryczne działające przeciwbakteryjnie i przeciwzapalnie.
Wzmacnia, pomaga walczyć z niedokrwistością, wspomaga układ odpornościowy i łagodnie reguluje ciśnienie krwi.
Świetna na przeziębienia, problemy z gardłem, stany grypopodobne.



A najwspanialsze w tym jest to że gojnik wybornie smakuje.
Trochę jak herbata, trochę jak szałwia...orzeźwiająco z leciutką goryczką.
Napar ma piękny, ciepły, złoty kolor a zaparzone pędy kwiatowe malowniczo wyglądają w dzbanku czy filiżance.

Aby zrobić sobie filiżankę górskiej herbatki wystarczy wrzucić do niej 1-2 kwiatki gojnika i zalać gorącą wodą po czym parzyć 3-5 minut.
Przyznam że ja lubię zaparzany trzy minuty. Jest bardziej orzeźwiający, z mniej wyczuwaną goryczką.
Odrobina melasy trzcinowej, karobowej albo morwowej wspaniale podkreśla smak naparu.
Można go też łączyć z innymi ziołami lub wzbogacać nim klasyczne napary herbaciane.



Jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej o tej ciekawej również symbolicznie i etnobotanicznie roślince z całego serca polecam blog etnobotanicznie.pl oraz książkę Marka Styczyńskiego pt. "Zielnik podróżny" ( klik ).

Gojnik dostaniecie w dobrych sklepach zielarskich stacjonarnie lub przez internet.
Sprowadza go do nas m.in. firma BAKRA

Smacznego odkrywania herbaty górskiej!!!