sobota, 30 lipca 2011

Tort botwinkowy na słodko.

Pierwsze co mi przychodzi do głowy kiedy usiłuję go opisać to: inny...specyficzny...dziwny.

Musiałam go zrobić nie licząc się z konsekwencjami chociaż zdawałam sobię sprawę że efekt moich wysiłków może być różny....
Pod względem technicznym udał sie znakomicie.

Jeżeli chodzi o smak...hmmm...tak naprawdę zasmakował chyba tylko jednemu mojemu koledze co to lubi takie dziwności jeść.
Nie było to złe ale jednak jak na nasz gust trochę zbyt wydumane...

No ale...tak czy inaczej przedstawiam wam:

Tort przekładany botwiną.



składniki:

ciasto:
500g mąki
250g masła
100g cukru pudru

Makę i cukier puder posiekaj z masłem i zagnieć szybko kruche ciasto. Włóż do lodówki na godzinę.

Farsz:
liście botwiny(ok.2 szklanek po posiekaniu)
150g cukru pudru
rodzynki
orzeszki piniowe
ew.mały kieliszek koniaku

Liście umyj...osusz i posiekaj bardzo drobno.
Dodaj cukier puder,rodzynki i orzeszki( ew. koniak) i dokładnie wymieszaj.

Schłodzone ciasto podziel na dwie równe części.
Rozwałkuj placki o wielkości i kształcie formy(okragłe lub prostokątne)
Jednym wyłóż formę, rozsmaruj na nim masę botwinkową i przykryj dokładnie drugim plackiem.
Połącz mocno brzegi zwilżając je mlekiem lub wodą i zaciskając.

Wierzch posmaruj rozmłuconym jajkiem i nakłuj w kilku miejscach widelcem.

Piecz w nagrzanym piekarniku w 200 stopniach z termoobiegiem ok.20 minut aż się zrumieni.



Polecam eksperymentatorom, tym co lubią nieznane wyzwania i szalonym kucharzom:)

P.S. Jednak nie żałuję:)
Po pierwsze wiem już że na pewno wykorzystam przepis na ciasto i sposób przygotowania placka(tortu przekładanego) do innych celów.
Po drugie mam satysfakcję że spróbowałam i sie nie ulękłam:)
Po trzecie miałam dobrą zabawę.




P.S.2 Przepis podstawowy pochodzi z książki: "Barokowa melokuchnia(nie tuczy)"-Philippe Beaussant
i został przeze mnie tylko trochę zmodyfikowany.

czwartek, 28 lipca 2011

Rijad z bakłażanów i cieciorki.

To chyba najlepsza rzecz z bakłażana jaką miałam okazję ostatnio zjeść!
Zapach jaki wytwarza w czasie przebywania w piekarniku mało nie doprowadził mnie do szaleństwa z uciechy.Ten czosnek i tymianek...
A smak...ojjjj...nawet nie potrafię powiedziec czy lepsza była gorąca i świeżutka czy następnego dnia na zimno...jedno jest pewne GORĄCO POLECAM...



Nie jest to danie z tych wyjściowych co pięknie wyglądają na stole( podobnie jak np. leczo) ale smak jest tak dobry że nie ma to najmniejszego znaczenia.

Przepis pochodzi z książki:Przewodnik kulinarny Pascal-EGIPT,TUNEZJA,MAROKO.
                                                               Dalia Nazmi-Fahim
                                                               Katarzyna Górak-Sosnowska
                                                               Mirek Drewniak


RIJAD Z BAJKŁAŻANÓW I CIECIORKI

składniki:
2 duże bakłażany
puszka cieciorki
4 ząbki czosnku(ja dodałam znacznie więcej)
szklanka oliwy(dałam połowę)
2 gałązki świeżego tymianku(znowu dałam więcej)
6 pomidorów
2 papryczki chilli( pominęłam)
1 szklanka rosołu(dałam bulion warzywny vegański)
sól

Przygotowanie:
1.Bakłażany umyć, pokroić wzdłóż na plastry. Posolić i odstawić aż puszczą sok.Wypłukać,osuszyć i mocno podsmażyć na oliwie aż się przyrumienią.
2.Na tej samej patelni podsmażyć pokrojoną w plasterki cebulę i posiekany(nie przeciśnięty przez praskę!)czosnek.
3.Pomidory sparzyć,obrać i usunąć pestki( to naprawdę zmienia smak potrawy chociaż nie jest  konieczne).Pokroić na plasterki i posypać solą.
4.Cieciorkę osączyć z zalewy.Jeżeli ktoś używa chilli to pokroić je na plasterki.
5. Wszystkie składniki układac warstwami w naczyniu żaroodpornym( ja zaczęłam od bakłażana, potem cebulka z czosnkiem,cieciorka,pomidory, tymianek aż do wyczerpania składników)
6.Zalać rosołem(albo bulionem warzywnym) i piec w 180 stopniach  ok.40 minut.




SMACZNEGO!!!

wtorek, 26 lipca 2011

Zupa krem z cukini i żółtej papryki.(i łańcuszek)

Uwielbiam cukinię.
Właściwie nie wiem dokładnie za co..za zieloną woskową skórkę? Kremowy i miękki miąższ?
Za nienarzucający się ale wyraźny świeży smak?
Za to z jaką łatwością dostraja się do innych smaków tworząc harmonijną całość?

To naprawde nie jest najważniejsze:)
Najważniejsze jest to że nie wyobrażam sobie bez niej lata:)

ZUPA KREM Z CUKINI I ŻÓŁTEJ PAPRYKI 

Składniki:
2 średnie cukinie
2 żółte papryki
dwie  cebule( nie za duże)
parę ząbków czosnku
śmietana 18%
dobrej jakości curry
sól, pieprz

Przygotowanie:

1Paprykę oczyścić z nasion i pokroić w paski.
2.Cukinie pokroić na półplasterki.
3. Cebule obrać i pokroić w kostkę
4.Czosnek obrać i pokroić na mniejsze kawałki
5. Do garnka wrzucić warzywa.Zalać wodą lub bulionem aby trochę je przykrywała.Gotować do        miękkości.
6.Przestudzić i zmiksować całość.
7. Dodać do smaku dobrej jakości curry w proszku(żółte).Ja zwykle daję ok. łyżeczki.
8. Doprawić solą i pieprzem.
9. Wymieszać i gotować jeszcze parę minut.
10.Dodać śmietanę.Wymieszać i podawać z posiekaną natką pietruszki i groszkiem ptysiowym.



I tyle:)


Smacznego!!!

P.S. W ciągu doby dostałam zaproszenia do łańcuszka od trzech różnych osób...Jest mi z tego powodu bardzo miło:)

Nominowały mnie:
Magda z bloga Obados na obiados.
Gin z bloga Pożeraczka czyli raz a dobrze
oraz Bazylia z Kuchni Bazylii

Jestem więc potrójnie zaszczycona:) dziękuję dziewczyny.

Jednak  bliska jestem stanowisku Holgi (klik) dlatego  też nie wytypuję 16 blogów...
Ale napiszę o sobie parę rzeczy...

1. Z wykształcenia jestem botanikiem ale pracuję w histopatologii.
2.Nie cierpię placków ziemniaczanych i creme brulee.
3.Uwielbiam taniec arabski i kuchnię arabską.
4. Jestem wegetarianką.
5.Mieszkam w Warszawie, korzenie mam góralskie a kocham Kazimierz Dolny nad Wisłą.
6.Lubię wieczorami przesiadywać w ogrodzie i budzić się na wschód słońca.
7.Odpowiem( w jakiś sposób;p) na każde z pytań znajdujące się pod tym postem w komentarzach(ale jestem odważna,ha,ha) bo rzadko mam coś do ukrycia.


 PA!:)

sobota, 23 lipca 2011

Odwrócona tarta z ziemniakami i tapenadą z czarnych oliwek

Czasem kręcę się po domu z poczuciem mało konkretnej acz dokuczliwej potrzeby zjedzenia czegoś dobrego.
Problem w tym że nie do końca wiem co to miałoby znaczyć...
Bo  tym "czymś dobrym" nie był ani deser malinowy którego kawałek został w lodówce...ani zupa-krem z cukinii stojąca na kuchence...ani nawet skrzętnie ukryty słoik nutelli...

No...chciałoby się tartę...ale z tym nie...z tym nie...z tym nie....ech...
no i ziemniaki też by się chciało...

Tak to sobie szło aż przypomniałam sobie że gdzieś widziałam przepis na tartę z ziemniakami i czarnymi oliwkami w formie wariacji na temat Tarty Tatin.

I tak powstało to "coś dobrego" za czym dzisiaj tęskniłam...poczułam że trafiłam w sedno po pierwszym kęsie.



 Odwrócona tarta z ziemniakami i tapenadą z czarnych oliwek

Ciasto:
Słone ciasto półkruche

składniki:

300g mąki
100g masła
100g białego sera
2 żółtka
3 łyżki bardzo zimnej wody
łyżeczka soku z cytryny
pół łyżeczki soli

Przesianą mąkę posiekać z masłem za pomocą noża.
Dodać sól, sok z cytryny,żółtka,wodę i ser.
Zagnieść ciasto i włożyć do lodówki żeby się schłodziło(ok. 1 godziny)

Obłożenie:
Moja Tapenada z czarnych oliwek(można spokojnie zastapić taką ze słoiczka)

składniki:

szklanka czarnych oliwek bez pestek
pół pęczka natki pietruszki
1/3 szklanki oliwy
słonecznik-nasiona(ok. łyżki)
dwa duże ząbki czosnku

Wszystko dokładnie zmiksować na gładką masę.
Oliwki są już słone więc ja nie solę jej dodatkowo ale jeżeli ktoś lubi bardziej słone rzeczy..nic nie stoi na przeszkodzie.

Ziemniaki:
Obrane, pokrojone na grube plastry i zrumienione na patelni na oliwie(posypałam je dodatkowo solą i pieprzem)

Przygotowanie tarty:

1.Formę wysmarować oliwą .
2.Rozłożyć na dnie zrumienione ziemniaki.
3. Posmarować tapenadą
4.Schłodzone ciasto rozwałkować na placek odrobinę większy niż wielkość formy.
5.Przykryć nim ziemniaki z tapenadą mocno przyciskając i zawijajac brzegi ciasta delikatnie pod spód.
6.Ciasto nakłuć w wielu miejscach widelcem i posmarować rozmłuconym jajkiem.



7.Piec w temperaturze 210 stopni w nagrzanym piekarniku z termoobiegiem przez ok.30 minut.
   Ciasto powinno się ładnie zrumienić.
8.Upieczone ciasto odstawić na chwilę do przestudzenia po czym odwrócić na deskę lub talerz(trzeba to zrobić szybko i sprawnie) Najlepiej wcześniej oddzielić dla pewności boki ciasta od formy nożem.



I już.
Można pałaszować.

Przepis na ciasto półkruche pochodzi z książki Hanny Szymanderskiej "Pikantne ciasta i ciasteczka" i jest to naprawdę dobre ciasto. Na pewno będę wykorzystywała je częściej.

Natomiast inspiracją na farsz jak się okazało był 40 numer dodatku do poradnika domowego"Biblioteka Poradnika Domowego- pomysły na dania z ziemniakami" chociaż jestem pewna że pierwotnie widziałam ten przepis  w miesięczniku "Kuchnia"



Smacznego!!!

piątek, 22 lipca 2011

Bawarski deser malinowy

Znowu wracam do malin..bo dzisiaj jakoś tak...soczyście...czerwono...listownie...nieprzyzwoicie odrobinę:)
Zarumieniłam się...zaczerwieniłam...oddech się troszkę przyspieszył..źrenice rozszerzyły...
Tak, dzisiaj zdecydowanie pora na maliny...



Bawarski deser malinowy:

składniki:
500g malin
125g cukru pudru
200ml śmietanki 30%
2 łyżki soku pomarańczowego( ja użyłam cytrynowego ale ja lubię kwaśniejsze desery)

agar-agar albo żelatyna( ja zrobiłam na agarze)- jeżeli używacie agaru to potrzebne będą dwie i pół łyżeczki( na opakowaniu jest że 5g czyli jedna łyżeczka na pól litra płynu ale zawsze dodaję więcej) a jeżeli żelatyny to trzy łyżeczki.

200ml sosu malinowego i maliny do przybrania.

przygotowanie:
1.Maliny zmiksować z cukrem( można przetrzeć przez sitko), dodać 100 ml wody.Odlać pół szklanki płynu.
2.Śmietankę ubić.
3. Sok i  odlany przecier wymieszać i zagotować.Do gorącego wsypać agar albo żelatynę.
 Dokładnie wymieszać aż się rozpuści. Lekko przestudzić.
4.Wlać mieszaninę do reszty przecieru i dokładnie wymieszać.
5. Całośc delikatnie wymieszać z ubitą śmietanką.
6.Przelać do formy i chłodzić co najmniej 3 godziny.

Aby wyjąć deser należy formę na kilka sekund zanurzyć w gorącej wodzie i obracając delikatnie wyjąć na talerz.

Sos malinowy( u mnie przetarte owoce ) nałożyć na wierzch deseru i rozprowadzić delikatnie szpatułką...na wierzch ułożyć maliny...



Opierałam się na przepisie z książki"Desery Świata"wydawnictwa Twój Styl.

SMACZNEGO!!!

czwartek, 21 lipca 2011

Leniwe z sosem jagodowym i melisą

Nie mogę się zdecydować czy bardziej kocham maliny czy jagody...
Mogłabym jeść codziennie i jedne i drugie.
Ale o ile maliny kojarzą mi się raczej zmysłowo: z dusznym, słodkim zapachem...nagrzaną od słońca skórą...pierwszymi doświadczeniami...
O tyle jagody są dla mnie kwintesencją dziecięcości i małych radości...zjadania ich prosto z krzaczka..podniecających wypraw do lasu...porównywania między sobą fioletowych od ich soku języków...

Dzisiaj czuję się jak dziecko...

Dlatego zapraszam was na:



Leniwe z sosem jagodowym i melisą

Leniwe:
80 dag białego sera
dwa jajka
szklanka mąki
szczypta soli

Ser mielimy. Mieszamy z żółtkami.
Białka ubijamy z odrobiną soli na pianę. 
Masę serową łączymy z mąką i białkami.
Z ciasta formujemy wałeczki...lekko spłaszczamy i kroimy ukośnie na kawałki.
Gotujemy we wrzącej osolonej wodzie...przyda się łyżka cedzakowa:)

Sos jagodowy:
250 g jagód
dwie łyżki cukru pudru
1/4 szklanki śmietany 30%
parę listków melisy

Jagody miksujemy z cukrem i śmietaną.
Listki melisy drobno siekamy i mieszamy z sosem.

Ja podaję te leniwe na dwa sposoby: tradycyjnie,czyli po prostu polewam je sosem i daję do pałaszowania albo nieco bardziej oryginalnie kiedy sos wlewam do małej miseczki,układam na środku talerza a wokól leniwe.
Nabijam je na widelec i całe zanurzam w sosie...nie muszę chyba mówić że ten drugi sposób jest moim ulubionym???



SMACZNEGO!!!

środa, 20 lipca 2011

Pszczoły(Les Abeilles)

Albo inaczej: Małe ciasteczka na miodzie ( Petits palets au miel)...




Przepis  jest nieskomplikowany...z wykorzystaniem małej ilości składników.
Efekt bardzo smaczny...

Pochodzi z książki pt."Barokowa Melokuchnia (nie tuczy) pana Philippe Beaussant

Książkę czyta się łatwo i z uśmiechem ale ścisłe receptury nie są jej mocną stroną...za to jest wyjątkowo inspirująca:)

Zrobiłam ciasto z podanej ilości jajek,cukru i mąki i jeżeli nie macie wielkiej greckiej(albo polskiej) rodziny albo nie prowadzicie przedszkola to radzę jednak zmniejszyć ich ilość o połowę.

Wyszło mi tyle "pszczółek" że nie wiedziałam co z nimi zrobić... bo chociaż są przesmaczne to jednak baaaardzo słodkie i nie da  rady zjeść takiego ogromu na jeden raz... nawet w kilka osób...

Teraz rozumiem już fragment: "Potrzymaj w gorącym piecu 7 do 8 minut; gdy będą przyrumienione na złoto,wyjmij,wystudź i porozdawaj wszystkim dzieciom dookoła"

Inaczej po prostu się nie da!!!

 A dzieciom na pewno będą smakowały.

Ciasteczka wychodzą mięciutkie...słodko-miodowe...bardzo podobne w typie do biszkopcików ale większe i bardziej miękkie nawet następnego dnia( dzisiaj zjedliśmy je na śniadanie z serkiem orzechowym-pyszne).

Składniki:
500g cukru pudru
6 jajek
600g mąki
200g miodu
10g drożdży

Przygotowanie :

1.Jajka ucieraj w dużej misce z cukrem pudrem na białą puszysta masę.
2.Dodaj następnie miód i mąkę oraz drożdże( ja użyłam 1i1/2 opakowania drożdży instant) i ucieraj do uzyskania gładkiej masy.
(Co było dla mnie zaskoczeniem...ciasto miało półpłynną aksamitną konsystencję przypominającą raczej ciasto ucierane niż drożdżowe.)
3.Po odstawieniu na 15 minut( w książce nie było wpomniane o tym etapie ale uznałam że ciasto drożdżowe potrzebuje jednak chwili dla siebie) rozkładaj porcje ciasta na wysmarowanej masłem blasze w dość dużych odstępach (część piekłam na blasz wyłożonej papierem do pieczenia ale zdecydowanie lepiej się zdejmowało z blachy posmarowanej masłem).
Porcja to znaczy objętość odpowiadająca łyżce stołowej.
Ważne są duże odstępy bo ciasto "rozleje" sie łagodnie w kólko o średnicy ok. 7 cm.



4.W książce nie wspomniano też w jakiej temperaturze je piec...więc wybrałam nagrzany piekarnik z termoobiegiem o temperaturze 180 stopni.

5.Piecz do zrumienienia.Zajmuje to ok.8-10 minut.

6.Gorące ciasto jest bardzo miękkie...trzeba je na chwilę zostawić do przestudzenia i najlepiej zdejmować z blachy szeroką łopatką.



I tyle:)

Smacznego, Pszczólki Moje!!!:)

Ogłaszam wyniki wyborów!!!:)

Po przeliczeniu wszystkich oddanych głosów ogłaszam co następuje:

Stanowczo,zdecydowanie,wyraźnie wygrały....PSZCZÓŁKI!!!
Potem ustawił się tort botwinkowy a na szarym końcu (chociaż też na podium) drożdżowe ciasto marchewkowe...

Słowo się rzekło...będą więc pszczoły:)

DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM ZA UDZIAŁ W ZABAWIE :)

wtorek, 19 lipca 2011

Na jagody!!! cz.II - Biszkoptowe wieżyczki -bardzo jagodowe

Jagodowy curd nie mógł tak po prostu być w całości zjedzony.
Z części postanowiłam zrobić biszkoptowe przekładańce.



Użyłam gotowego ciemnego blatu biszkoptowego co mi się plątał po szafce...wczorajszego angielskiego kremu jagodowego i zrobiłam jagodowy lukier.

Te biszkoptowe wieżyczki są  bardzo dobre...trzeba tylko uważać żeby nie nasączyć za bardzo biszkopta(co zrobilam oczywiście i co widać chyba na załączonym obrazku) bo będzie ciężko pokroić je na zgrabne kwadraty:)
W żaden sposob jednak nie umniejszyło to ich smaku...dlatego ponad połowy już nie ma:)

Składniki:

Gotowy ciemny biszkopt(można oczywiscie zrobić samemu) przekrojony na pół.
płyn do nasączania biszkopta ( ja użyłam soku z czarnej  porzeczki z odrobiną wódki)
jagodowy curd ok.300g(przepis tu)
łyżeczka przecieru z jagód, łyżeczka soku z limonki i cukier puder na lukier

przygotowanie:

Biszkopt OSZCZĘDNIE nasączyć mieszaniną soku i alkoholu.
Jeden blat posmarować kremem jagodowym, przykryć drugim i lekko docisnąć.
Wierzch posmarować cienką warstwą pozostałego kremu.
Włożyć na pół godziny do lodówki.

Przecier z jagód i sok z limonki wymieszać...dodać cukru pudru aż do uzyskania pożądanej konsystencji. Ucierać ok. 5 minut.

Schłodzony biszkopt pokroić na kwadraty i polać lukrem...znów wstawić do lodówki na pól godziny...gotowe:)



Smacznego!!!

poniedziałek, 18 lipca 2011

Na jagody !!! cz. I - Angielski krem jagodowy( blueberries curd)

Zaczynam wątpić czy krem typu curd może być niesmaczny:)
Zachęcona cytrynowym i malinowym postanowiłam pójść o krok dalej i kiedy zobaczyłam dzisiaj na straganie jagody...

Trochę zabawy miałam ze zrobieniem przecieru jagodowego:)
UWAGA!!! Lepiej zaopatrzcie się w porządną ceratę i fartuch kuchenny:)))



Przecier wyszedł w demonicznym fioletowo-czarnym kolorze.
Krem jest nieco jaśniejszy...prawdziwie jagodowy:)




Angielski krem jagodowy(blueberries curd) 

Składniki:

pół kilo jagód
pół szklanki cukru
pięć jajek
120 g masła
łyżka mąki ziemniaczanej

Przygotowanie:

Jagody przebrać i opłukać( myjcie jagody!!! jako biolog usilnie proszę o wyrobienie sobie tego nawyku).
Zmiksować i przetrzeć przez sitko.
Jajka utrzeć z cukrem na biały puchaty krem.
Masło pokroić w plasterki

W większym garnku zagotować wodę.
Do mniejszego wlać przecier, jajka, wsypać mąkę ziemniaczaną .
Wszystko dokładnie wymieszać. Garnek ustawić na większym z gorącą wodą.
Dodać masło i mieszać całość cały czas.
Wraz z ogrzewaniem się masy masło się rozpuści a masa zacznie gęstnieć.


Ja po zagotowaniu podgrzewałam jeszcze (mieszając) ok. 3 minut.

Gorący krem przykryć folią spożywczą co zabezpieczy przed powstaniem nieapetycznego "kożuszka".

Smacznego!!!














niedziela, 17 lipca 2011

Tarta malinowo-malinowa i raspberries curd

Słowo się rzekło:)
Zmówiłam się z Co by tu zjeść? że ona robi wiśniowy curd a ja malinowy...
 Ona już swój  dawno wstawiła a ja mam poślizg ale szczęśliwie  właśnie go pokonuję:)

Malinowy curd był taki dobry że jedna połowa została od razu pożarta( przeze mnie) a druga wykorzystana do tarty.
Tarta jest tak malinowa że już chyba bardziej nie może:) I jest równie smaczna co sam raspberries curd...polecam gorąco obie rzeczy!

Zacznijmy od raspberries curd:



Składniki:
 ok.400g malin
5 jajek
pół szklanki cukru
100g masła
łyżka mąki ziemniaczanej
sok z połówki cytryny

Ja skorzystałam z przepisu Nikol zmieniając go nieco...użyłam jednego jajka mniej..troszkę większej ilości malin i jako że chciałam  zwięzłą konsystencje curdu dorzuciam łyżkę mąki ziemniacznej.

Maliny zmiksowałam i przetarłam przez sitko żeby nie było pestek. Potem dodałam do nich sok z cytryny i wymieszałam.
Jajka zmiksowałam z cukrem na białą puszysta masę i wymieszalam dokładnie z mąką ziemniaczaną.
Masło pokroiłam w cienkie plasterki.
Wszystko dokładnie wymieszałam i podgrzewałam w naczyniu ustawionym na innym garnku z gorącą wodą.
Masło ładnie zaczyna się topić a masa niebawem gęstnieje.
Cały czas ubijałam trzepaczką bo zależało mi na lekkiej i aksamitnej konsystencji:)
Kiedy zgęstniał odstawiłam do ostygniecia przykrywając folią spożywczą żeby nie powstał brzydki "kożuszek"

A teraz tarta:



Ciasto na tartę :

400g mąki
3 żółtka
pół szklanki cukru pudru
1/2 kostki masła

Wszystko zagniatam szybko (można ewentualnie dodać łyżkę lub dwie LODOWATEJ wody) i wstawiam na godzinę do lodówki.
Schłodzonym ciastem wylepiam formę do tarty, nakłuwam dokładnie widelcem i piekę w nagrzanym do 190 stopni piekarniku z termoobiegiem aż się przyrumieni.

Często obciążam spód papierem do pieczenia z suchą fasolą lub grochem żeby sie przypadkiem nie uwypuklił w trakcie pieczenia:)

A teraz potrzeba nam tylko jeszcze jednego opakowania malin i można zacząć robić tartę:)

Na ostudzony spód wyłożylam malinowy curd...na wierzch poukładałam  ładne maliny i wstawiłam całość na parę godzin do lodówki .

 I w takiej wersji jest już przesmaczna...ja jeszcze polalam ją rozpuszczoną gorzką czekoladą ale nie jest to naprawdę warunek konieczny:)



Smacznego!!!
p.s. Czuję mocno że i ten curd i ta tarta będzie u mnie często gościć:)

sobota, 16 lipca 2011

Sami wybierzcie!:)

Nie mogę się zdecydować co mam teraz wypróbować...za dużo przepisów mi siedzi w głowie dlatego proszę o pomoc:)))
Wierzę w wasz wybór i intuicję.

Napiszcie co najbardziej chcielibyście zobaczyć na moim blogu:

a)Tort de blettes( przekładany botwinkowy tort)
b)Les Abeies(pszczoły)-małe ciasteczka miodowe
c)Quebeckie ciasto marchewkowe na drożdżach

Na wasze podpowiedzi czekam do wtorku do wieczora(czyli do godziny 24.00)

A potem będzie się działo!!!

A to moje optymistyczne rudbekie:)

czwartek, 14 lipca 2011

Syrop miętowo-kardamonowy

-Pierwszy raz zobaczyłam go na blogu Prezydentowej i od razu się zachwyciłam bo te ze sklepu to fuj...jak mydło są albo i gorzej...

Oczywiście nie byłabym sobą gdybym nie pozmieniała tego i owego:)

Jestem miłośniczką orientalno-arabskich smaków więc do mięty wybitnie pasował mi kardamon...dodałam go w sporej ilości...a zamiast zwykłego cukru użyłam cukru trzcinowego...

W efekcie uzyskałam baaardzo słodki...miętowo orientalny syrop o ciemnym kolorze.
Z wyglądu przypominał mi miód spadziowy a ze smaku wyjątkowo smaczną ale i słodką herbatę miętową na sposób marokański:)

Mnie zachwycił..ale zdaję sobie sprawę że jest nie dla wszystkich...trzeba lubić takie smaki.



Składniki:

dwa pęczki mięty.
1,5 szklanki cukru trzcinowego
10 strączków zielonego kardamonu
ok.60 ml wódki
sok z dwóch limonek

Przygotowanie:

Oberwać mięcie szczyty pędów i listki.
Ziarna kardamonu wyłuszczyć i alboz mielić albo ubić w moźdźerzu.
Przełożyć wszystko do garnuszka.
Zalać wódką i posypać cukrem.
Delikatnie przemieszać( można trochę zgnieść łyżką)
Odstawić na parę godzin.

Garnuszek przykryć i wstawić na mały ogień.
Zagotować i gotować pod przykryciem na małym ogniu ok. 15 minut( w wersji podstawowej było 5 ale ja czułam potrzebę bardziej esencjonalnego syropu) po czym odstawić do ostygnięcia.
Dokładnie przecedzić i wycisnąć listki( najlepiej przez gazę).

Dodać sok z limonki...dokładnie wymieszać.

Gotowe:)


Smacznego!!!

P.S. Nie wiem ile można go przechowywać w lodówce, ma sporo cukru......chociaż czuję że mój zniknie szybciutko:)
Już marzę o herbatce z jego udzialem...

środa, 13 lipca 2011

Deser czekoladowo-kardamonowy z malinami.

Nadal mam fazę na maliny...oj, toż to moje ukochane owoce:)
Wczoraj kupiłam więc czekoladę i mascarpone i wzięłam się do pracy.

Malinki spokojnie sobie czekały a ja zdjęłam jeszcze z półki zielone strączki kardamonu...po czym pracowicie go roztłukłam w moździerzu.
Możecie się zgadzać lub nie ale dla mnie rozdrabnianie i rozcieranie w moździerzu jest niesamowite...uwielbiam to...przyprawy są o niebo bardziej aromatyczne a sam proces relaksujący:)



KREM CZEKOLADOWO-KARDAMONOWY Z MALINAMI

Składniki:
opakowanie serka mascarpone(250g)
tabliczka gorzkiej czekolady
jedno jajko
10 strączków kardamonu(same nasionka rozdrobnione) lub 1 łyżeczka sproszkowanego
cukier puder wedle upodobań(u mnie pół szklanki)

i maliny oczywiście:) u mnie zeszło pół opakowania, chyba ok. 300g

Z tych proporcji wychodzą dwie porcje deseru.

Przygotowanie:
Cukier puder utrzeć z żółtkiem do białości.
Białko ubić na sztywną pianę.Odstawić.
Serek mascarpone zmiksować z masą żółtkową.
Czekoladę rozpuścić w kąpieli wodnej, dodać do niej kardamon i wymieszać.
Przełożyć do masy serowej i dokładnie zmiksować.
Ubite białko delikatnie wymieszać z masą czekoladowo-serkową.

W pucharkach układać na przemian warstwę malin i kremu kończąc kremem...wierzch  ozdobić paroma ładnymi malinkami:)
Koniecznie wstawić na kilka godzin do lodówki.


Nawet Kicia-Kot pilnuje swojej porcji;)



Smacznego!!!

wtorek, 12 lipca 2011

Przyleciały motyle:)

A oto i pierwszy rezultat lipcowego pierniczenia... letnio...słonecznie...to i motyle przyleciały:)))



Tuż po nich posypały się( może jeszcze przedwcześnie) jabłuszka:)



Kwiatki też poczuły lato i stwierdziły że nie tylko turyści na molo mają prawo do tatuaży z henny...chcąc nie chcąc musiałam je więc przyozdobić lukrowym odpowiednikiem:)





KOCHAM LATO!!!

sobota, 9 lipca 2011

Malinianki!!!

"W malinowym chruśniaku, przed ciekawych wzrokiem
Zapodziani po głowy, przez długie godziny
Zrywaliśmy przybyłe tej nocy maliny.
Palce miałaś na oślep skrwawione ich sokiem.

Bąk złośnik huczał basem, jakby straszył kwiaty,
Rdzawe guzy na słońcu wygrzewał liść chory,
Złachmaniałych pajęczyn skrzyły się wisiory
I szedł tyłem na grzbiecie jakiś żuk kosmaty.

Duszno było od malin, któreś, szepcząc, rwała,
A szept nasz tylko wówczas nacichał w ich woni,
Gdym wargami wygarniał z podanej mi dłoni
Owoce, przepojone wonią twego ciała.

I stały się maliny narzędziem pieszczoty
Tej pierwszej, tej zdziwionej, która w całym niebie
Nie zna innych upojeń, oprócz samej siebie,
I chce się wciąż powtarzać dla własnej dziwoty.

I nie wiem, jak się stało, w którym okamgnieniu,
Żeś dotknęła mi wargą spoconego czoła,
Porwałem twoje dłonie - oddałaś w skupieniu,
 A chruśniak malinowy trwał wciąż dookoła."
                                   Bolesław Leśmian "W malinowym chruśniaku"

Maliny to owoce które mogę zjeść w każdej ilości i codziennie.



Biją na głowę truskawki...jagody i gruszki, chociaż wszystkie je lubię.

Nie wiem czy to ten smak...zapach czy wspomnienia z własnego malinowego chruśniaka sprawia że uważam je za najbardziej zmysłowe i smaczne owoce lata...tęsknię za nimi calą zimę a potem marzę o zrywaniu ich pełnymi garściami...brudzeniu sobie palcy ich sokiem i.... no po prostu są dla mnie numerem jeden:)

Wiem że teraz nadchodzi czas na jagodzianki...i pewnie wiele osób jagody wielbi ponad wszystko ale ja postanowiłam dzisiaj zrobić drożdżówki z malinami własnie...a co:)



Przepis na ciasto znalazłam na blogu Majanowe pieczenie(klik) i odnosiło się oczywiście do jagodzianek:)

Farsz zrobiłam też  tak samo tylko podmienilłam rodzaj owocu...

Malinianki( drożdżowe buleczki z malinami)

Ciasto:

1/2 kg mąki pszennej
opakowanie drożdży instant
szczypta soli
szklanka mleka(letniego)
 jajko
1/3 kostki rozpuszczonego i przestudzonego masła( w orginale jest olej-1/4 szklanki)
pół szklanki cukru
cukier waniliowy

Farsz:
maliny(jedno opakowanie)
dwie łyżki cukru
czubata łyżka mąki ziemniaczanej

Dodatkowo: jedno jajko
łyżka mleka
 ewentualnie: gotowa(zamrożona wcześniej) kruszonka- ponieważ zostało mi jej trochę z ostatnich wypieków postanowiłam ją zużyć:)

Przygotowanie:

Składniki na ciasto wymieszać(najpierw suche składniki potem dodać jajko, mleko i masło) i zagnieść miękkie, elastyczne ciasto.
Zostawić na godzinkę żeby wyrosło.

Maliny wymieszać z cukrem i mąką ziemniaczaną.

Wyrośnięte ciasto podzielić na osiem części.(moje bułeczki sa dość duże i lekko podłużne).
Z każdej rozwałkowac placuszek...na środek nałożyć sporą czubatą łyżkę albo dwie owoców i zlepić dokładnie boki i końcówki tworząc "szew".
Delikatnie ułożyć bułeczki "szwem" do dołu na blasze wyłożonej papierem do pieczenia.
 Posmarować wierzch jajkiem rozmieszanym z łyżką mleka.
Ewentualnie posypać kruszonką.

Piec w nagrzanym piekarniku w 180 stopniach ok.15-20 minut( muszą się leciutko zrumienić)

Smacznego!!!

 

piątek, 8 lipca 2011

Lipcowe pierniczenie:)

Wiem że jest lato..wiem że jest lipiec...

Ale ja mam nowe foremki i pustki w domu...

Muszę się zająć czymś ulubionym i uspokajająco-odprężającym.

Czymś co lubię nie tylko ja (robić) ale i inni wokół mnie (konsumować)...

Znowu wszystko spierniczyłam!!!
Dosłownie:) Bo upiekłam pierniczki:)))

Nowe foremki w ksztalcie jabłka, ważki, motylka i kwiatków już mają za sobą pierwszą bitwę...i wyszły z niej zwycięskie:)

Mogłabym je już takie oglazurowane zostawić ale coś czuję że będą jeszcze zdobione...ba! Ja to wiem:)


 Oczywiście efekty umieszczę:)



p.s. jednak miód gryczany jest najlepszy na pierniczki...nie ma innej opcji...daje kolor, daje smak...nie dajcie się namówic na inne:)

A może i wy coś spierniczycie w to lato?
W tą pogodę to świetnie poprawia nastrój...mówię wam:)

wtorek, 5 lipca 2011

Ciasteczkowy potwór-to ja;)

,pA to ciasteczka które zrobiłam na niedawny babski wieczorek:)

Te jasne to kruche ciasteczka cynamonowe z różowym lukrem...a ciemniejsze,pierniki z lukrem czerwonym:)






Miałam naprawdę świetną zabawę:)

Kawa gotowana wg. pięciu smaków

To jedyna kawa która mnie pobudza ale mogę po niej spać jak dziecko nawet jak wypije ją o 20.00.
Jedyna która mi smakuje.
Jedyna po pół litrze której nie mam żadnych sensacji ze strony ukł. pokarmowego...
Jest moim numerem jeden...
nie analizuję dlaczego...nie gotuję zwykle wg. pięciu przemian...ale dla niej robię zdecydowany wyjątek:)

Przepis mam od fantastycznej znajomej która mnie z nią zapoznała:)



KAWA wg. pięciu smaków/przemian/elementów.

składniki:
woda
kawa mielona
cytryna
odrobina soli(ew.zimnej wody)
przyprawy: ja używam cynamonu, gożdzików i imbiru.

Zagotować w garnku  tyle wody ile szklanek kawy chcemy uzyskać, np. 5 szkl.
Do gotującej wody wsypać cynamon(do smaku)-ja dodaję dużo...ok.2 łyżeczek ale można mniej/wiecej/cynamon w lasce.
Odczekać 30 sekund.
dodać imbir i goździki- ja dodaję pół łyżeczki imbiru i kilka gożdzików na tę ilość.
Odczekać ok.30 sekund.
Dodać szczyptę soli albo pół kieliszka zimnej wody(ja dodaję szczyptę soli)
Odczekać.
Dodać parę kropli cytryny. Odczekać.
Dodać po jednej czubatej łyżce mielonej kawy na szklankę wody.
Gotować jeszcze 3 minuty.
Odstawić na parę minut żeby fusy opadły.

KONIECZNIE osłodzić miodem już w szklance/kubku...można nawet drobinką, takim ciut,ciut...ja lubię dużą łyżeczkę na kubek:)

Smacznego!!!