Słowo się rzekło:)
Zmówiłam się z Co by tu zjeść? że ona robi wiśniowy curd a ja malinowy...
Ona już swój dawno wstawiła a ja mam poślizg ale szczęśliwie właśnie go pokonuję:)
Malinowy curd był taki dobry że jedna połowa została od razu pożarta( przeze mnie) a druga wykorzystana do tarty.
Tarta jest tak malinowa że już chyba bardziej nie może:) I jest równie smaczna co sam raspberries curd...polecam gorąco obie rzeczy!
Zacznijmy od raspberries curd:
Składniki:
ok.400g malin
5 jajek
pół szklanki cukru
100g masła
łyżka mąki ziemniaczanej
sok z połówki cytryny
Ja skorzystałam z przepisu Nikol zmieniając go nieco...użyłam jednego jajka mniej..troszkę większej ilości malin i jako że chciałam zwięzłą konsystencje curdu dorzuciam łyżkę mąki ziemniacznej.
Maliny zmiksowałam i przetarłam przez sitko żeby nie było pestek. Potem dodałam do nich sok z cytryny i wymieszałam.
Jajka zmiksowałam z cukrem na białą puszysta masę i wymieszalam dokładnie z mąką ziemniaczaną.
Masło pokroiłam w cienkie plasterki.
Wszystko dokładnie wymieszałam i podgrzewałam w naczyniu ustawionym na innym garnku z gorącą wodą.
Masło ładnie zaczyna się topić a masa niebawem gęstnieje.
Cały czas ubijałam trzepaczką bo zależało mi na lekkiej i aksamitnej konsystencji:)
Kiedy zgęstniał odstawiłam do ostygniecia przykrywając folią spożywczą żeby nie powstał brzydki "kożuszek"
A teraz tarta:
Ciasto na tartę :
400g mąki
3 żółtka
pół szklanki cukru pudru
1/2 kostki masła
Wszystko zagniatam szybko (można ewentualnie dodać łyżkę lub dwie LODOWATEJ wody) i wstawiam na godzinę do lodówki.
Schłodzonym ciastem wylepiam formę do tarty, nakłuwam dokładnie widelcem i piekę w nagrzanym do 190 stopni piekarniku z termoobiegiem aż się przyrumieni.
Często obciążam spód papierem do pieczenia z suchą fasolą lub grochem żeby sie przypadkiem nie uwypuklił w trakcie pieczenia:)
A teraz potrzeba nam tylko jeszcze jednego opakowania malin i można zacząć robić tartę:)
Na ostudzony spód wyłożylam malinowy curd...na wierzch poukładałam ładne maliny i wstawiłam całość na parę godzin do lodówki .
I w takiej wersji jest już przesmaczna...ja jeszcze polalam ją rozpuszczoną gorzką czekoladą ale nie jest to naprawdę warunek konieczny:)
Smacznego!!!
p.s. Czuję mocno że i ten curd i ta tarta będzie u mnie często gościć:)
Ale piękny kolor ci wyszedł ,narobiłaś mi strasznego apetytu na tartę,ja chyba zrobię w takim razie na wiśniowym bo mam aż 2 słoiki:)
OdpowiedzUsuńJestem pewna, ze by mi smakowala :)
OdpowiedzUsuńtarta jest cudna!
OdpowiedzUsuńUwielbiam maliny:)W takiej odsłonie jeszcze ich nie kosztowałam,ale zjadłoby się, oj zjadło:)
OdpowiedzUsuńkolor faktycznie rewelka! Oj jaka pyszna musiała być ta tarta..mniam!:)
OdpowiedzUsuńŚwietne połączenie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za udział w akcji :)
Kolor tego malinowego curd'u jest tak fantastyczny, że byłabym skłonna zabrać go ze sobą do sklepu budowlanego i poprosić o dokładnie TAKĄ farbę :D
OdpowiedzUsuńA jaka tarta...mmmm!
Pyszności :) robiłam juz melon curd i truskawkowo-nektarynkowe curd, następnym razem zrobię z malin :)
OdpowiedzUsuńtarta i curd wyglądają obłędnie!! Koniecznie muszę wykorzystać:)
OdpowiedzUsuńto musi byc pyszne:)
OdpowiedzUsuńBrzmi i wygląda fantastycznie :)
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo apetycznie wszystko wygląda:)
OdpowiedzUsuńŚwietna! A ze mnie taka "sierota", która nigdy nie zrobiła jeszcze lemon curd...
OdpowiedzUsuńtarta wygląda nieziemsko ;) na pewno jest pyszna, bo sam curd jest i to baaardzo ;)
OdpowiedzUsuńuwielbiam maliny ! takiej tarty jeszcze nie próbowałam, ale jak tylko znajdę chwilę to na pewno skorzystam z przepisu !
OdpowiedzUsuń