poniedziałek, 27 października 2014

Święto octu! Czyli wszystkie moje octy cz. 1

Dzisiaj obchodzimy Święto Octu ustanowione przez cudownie kreatywną Inez z bloga Herbiness (klik ) Możecie tam znaleźć receptury rozmaite na octy, winka ziołowe i wiele innych ciekawych rzeczy.
To ona wciągnęła mnie w octomanię (zapraszam też na stronę naszej społeczności OCTOMANIA ) i pozwoliła odkryć jak dobrze umiem się dogadywać z fermentacyjnym mikroświatkiem.

Z okazji dnia octu chcę się z wami podzielić informacjami, zdjęciami, receptami oraz pochwalić tym jakie octy zrobiłam w tym roku.
Wyjaśnię jak zrobić najprostszy ocet jabłkowy, czym różni się nastaw na ocet od maceratu, jaki typ fermentacji zachodzi w trakcie procesu przemiany nastawu w ocet oraz dlaczego warto robić octy samemu :)

Zaczynamy!




W tym roku udało mi się zrobić kilka naprawdę fajnych octów.

1. Ocet wiśniowy z kwiatem czarnego bzu
2. Ocet jabłkowo-różany
3. Ocet gruszkowo-głogowy
4.Ocet śliwkowy
5.Ocet dyniowy
6.Ocet ananasowy
7.Ocet dereniowy
8.Ocet malinowy z estragonem
9. Ocet winny z czerwonej porzeczki.

W tej chwili  w trakcie produkcji są: dwa octy winne ( czerwony z macierzanką i biały z kardamonem), ocet pomidorowy, kolejny ocet jabłkowy oraz dwa maceraty : ocet siedmiu spryciarzy w wersji przyprawowej i ziołowej.

Trzy receptury gotowych octów już umieściłam na blogu :

1 . Ocet białej porzeczki i oregano

2.Ocet koniczynowy z kwiatów koniczyny czerwonej

3.Korzenny ocet dyniowy

Jeden z nich jest to ocet z nastawu, dwa to maceraty.
Czy się one różnią?

MACERATY OCTOWE
Maceraty to najprostszy sposób na ciekawe octy smakowe.
Potrzebujesz tylko gotowego octu ( własnego, w tym przypadku pamiętaj żeby go spasteryzować przed użyciem lub kupionego) i wybranego składnika.
To mogą być przyprawy, zioła , kwiaty, owoce...
Ogranicza cię jadalność produktu roślinnego i własna wyobraźnia.
Możesz użyć dowolnego rodzaju octu (jabłkowy, winny, balsamiczny) dostosowanego aromatem i smakiem do tego co będziesz macerować i jaki efekt chcesz uzyskać.
Wybranym octem zalewasz wyselekcjonowany składnik lub składniki i macerujesz ok.2 tygodni potrząsając raz dziennie.
Następnie filtrujesz przez gazę lub filtr np. do kawy i cieszysz się efektem.
Tak powstał mój ocet koniczynowy i dyniowy korzenny.


NASTAWY OCTOWE

O nastawach na ocet mówimy wtedy kiedy chcemy zrobić własny ocet od podstaw.
Potrzebna jest do tego osłodzona woda, owoce i ewentualnie drożdże winne.
Można też zrobić ocet bez dodatkowych drożdży jeżeli użyjemy owoców z ekologicznych miejsc co pozwoli nam ich nie myć i zachować na ich powierzchni naturalnie występujące dzikie drożdże.
Taki ocet możemy zrobić oczywiście z jabłek ale też gruszek, malin, jeżyn, owoców róży czy głogu.
Wszystkie mają na skórce dzikie drożdże. Jeżeli chcemy zrobić ocet z owoców mytych możemy też dodać na samym początku trochę żywego octu (niepasteryzowanego) z poprzedniej produkcji.
Ocet można też zrobić z mniej oczywistych surowców takich jak dynia czy ryż. Ale wtedy lepiej dodać do nastawu trochę drożdży winnych (można je kupić przez internet albo w hipermarketach budowlanych w dziale gospodarstwa domowego)



JAK ZACZĄĆ?

Najlepiej zacząć od podstawowego, najprostszego OCTU JABŁKOWEGO.
Potrzebne ci będą jabłka (albo tylko jabłkowe obierki), woda, cukier, wyparzony duży słój, gaza i gumka.
Jeżeli musisz umyć jabłka zaopatrz się też w saszetkę drożdży winnych albo trochę żywego niepasteryzowanego octu od znajomych lub z poprzedniej produkcji.

1. Jabłka pokrój na kawałki i wsyp do naczynia.

2. Wodę (najlepiej źródlaną ) wymieszaj z cukrem w proporcji 2 łyżki cukru na litr wody do rozpuszczenia się cukru. Jeżeli musisz umyć owoce to na każdy litr dodaj ok 1g drożdży winnych i wymieszaj albo dolej trochę żywego niepasteryzowanego octu.

3.Zalej owoce wodą z cukrem, zabezpiecz gumką i gazą żeby do środka nie dostały się muszki ( nie zakręcaj ani nie przykrywaj talerzykiem. Nastaw musi mieć powietrze!) i odstaw w ciepłe, raczej ciemne miejsce. Po 24-48 h nastaw powinien zacząć pracować, to znaczy powinieneś zacząć widzieć bąbelki CO2 będące efektem pracy drożdży.
To etap  FERMENTACJI ALKOHOLOWEJ.
W tym etapie drożdże przekształcają cukier z nastawu w alkohol i dwutlenek węgla (podobnie jak przy robieniu wina).

Na tym etapie jabłka będą wypływały na wierzch ,dlatego codziennie mieszaj je wyparzoną łyżką aby nie zapleśniały.
Fermentacja alkoholowa w zależności od temperatury otoczenia i ilości cukru może trwać ok.1-2 tygodnie ( ale miałam i ocet rekordzistę który pracował 4tyg)
Będziesz wiedział że się skończyła kiedy owoce opadną na dno i nie będzie już pęcherzyków gazu.

3. Po ustaniu fermentacji alkoholowej zaczyna się drugi etap : FERMENTACJA OCTOWA za którą odpowiedzialne są bakterie octowe. One właśnie przekształcają alkohol w ocet. Potrzebują do tego powietrza dlatego nastaw zabezpieczony jest łatwo przepuszczalną gazą.
Fermentacja octowa trwa dłużej (4-6 tyg) i też jest uzależniona od temperatury, ilości wytworzonego wcześniej alkoholu i rodzaju bakterii octowych.
Nastaw powinien stopniowo zmienić zapach z winnego na octowy.

4. Po zakończonym procesie fermentacji octowej ocet zlewamy przecedzając przez gazę i odstawiamy do sklarowania.
Początkowo ocet jest mętny ale po kilku tygodniach wszystkie fermentacyjne resztki opadają na dno i można go delikatnie zdekantować (czyli zlać sklarowany płyn znad osadu).



Podstawowe problemy i pytania.

1. Coś mi wyrosło na powierzchni nastawu. Co zrobić? Co to jest?

Na nastawie może wyrosnąć pleśń ( wtedy trzeba niestety wszystko wyrzucić i zacząć od nowa) albo może pojawić się kożuszek fermentacyjny lub matka octowa.
Jak to rozróżnić?
Często to kwestia doświadczenia ale kożuszek fermentacyjny różni się od pleśni kilkoma cechami. Pojawia się równą warstewką na całym nastawie. Ma kremowobiałą barwę i łatwo się rozrywa bo tworzą go drożdże i bakterie octowe które nie wykazują w stosunku do siebie dużej adhezji (przylegania). Często ma delikatnie pomarszczoną powierzchnię i nigdy nie pachnie stęchlizną ani nie ma zielonkawego, czarnego, szarego, czerwonego zabarwienia w przeciwieństwie do pleśni.
Pleśń zwykle zaczyna rosnąć z jednego miejsca rozrastając się koncentrycznie (coraz większe kółeczko)i jest zwarta bo to po prostu rozrastająca się grzybnia. Jeden organizm.
A matka octowa?
Matka octowa to biofilm bakteryjny bakterii octowych który wykształca się zwykle w czasie etapu fermentacji octowej i przypomina albo cienką półprzezroczystą warstewkę (o kolorze zależnym od koloru nastawu) albo grubszy ..no...glut...jak warstwa zbyt gęstego zestalonego kisielu lub galaretki którą można wziąć w palce.
I kożuszek fermentcyjny i matka octowa to dobre twory:)
A jeżeli wyhodujecie matkę octową po zlaniu octu można ją zachować i wrzucić do nowego nastawu wtedy ocet zrobi się szybciej:) albo dodać do wina aby uzyskać ocet winny (żywi się alkoholem zawartym w winie).

2. Do czego używać zrobionego octu i czy ocet jest zdrowy?

Zrobiony ocet możemy używać w taki sam sposób jak ocet kupiony w sklepie: do sałatek, przyprawiania dań, do marynat ( w tym przypadku pamiętajmy aby gotowy ocet najpierw zapasteryzować aby pozbawić go żywych kultur bakteryjnych ) albo do maceratów octowych.
Można z niego robić płukanki do włosów, toniki, ziołowe wcierki (więcej np. na blogu HERBINESS)
Można używać go do zdrowych napoi izotonicznych lub jako dodatek do napojów typu lemoniada ( domowy ocet jest delikatniejszy i ma zdecydowanie przyjemniejszy smak i zapach).
Wreszcie można z niego zrobić prezent dla kogoś kto  ceni dobre jakościowe produkty :)
Jestem pewna że ma jeszcze wiele innych zastosowań:)

A czy jest zdrowy?
Jest bardzo zdrowy...ale o tym dlaczego i na co już w drugiej części postu.
Zapraszam niebawem!





niedziela, 26 października 2014

Piekielna przystawka z kiszonych limonek i chili. Dla odważnych.

Pierwszy raz spróbowałam jej w jemeńskiej knajpce.
Jest piekielnie ostra, aromatyczna, kwaskowa i zupełnie hipnotyzująca.
Po pierwszym kęsie poczułam pieczenie chili i aromat kiszonych limonek poprzetykany kurkumą i czarnuszką. Język piekł mnie tak że aż napłynęły mi łzy do oczu ale jednocześnie było w niej coś takiego że chciało się sięgać po kolejny kęs.

Wiedziałam że muszę odtworzyć ten smak w mojej kuchni.
Przepis na kiszone limonki podawałam wam ostatnio (klik ). Jeżeli już je mamy możemy łatwo przygotować to piekielne cudo.



PIKLE Z KISZONYCH LIMONEK I CHILI Z CZARNUSZKĄ I KURKUMĄ

Składniki:

kiszone limonki (ok. 2/3 szklanki)
kurkuma mielona (2 płaskie łyżeczki)
świeże chili( jedna spora drobno posiekana bez lub z nasionami w zależności jak bardzo piekielną chcemy mieć przystawkę)
nasiona czarnuszki (2 łyżeczki)
sok z 2 limonek



Przygotowanie:

Wszystkie składniki dokładnie mieszamy i odstawiamy na 2 dni do przemacerowania do lodówki.

Smacznego!!!

czwartek, 23 października 2014

Kiszone limonki

Jestem fanką kiszonek.
Uważam że są znacznie zdrowsze i często smaczniejsze niż marynaty.
Kiszenie jest łatwe i daje duże pole do popisu.
Proponowałam niedawno przepis na kiszone pomidorki koktajlowe ( klik ) które szczerze polecam a teraz podrzucę wam jeszcze jeden pomysł na wykorzystanie drzemiącego w tej metodzie potencjału.

W ostatnich latach dużą popularność zyskały kiszone cytryny jako oryginalny i smaczny dodatek do dań marokańskich.
W podobny sposób można zrobić kiszone limonki również popularne w niektórych krajach.
Ja jadłam je pierwszy raz kosztując kuchni jemeńskiej i zakochałam się w nich.
Bardzo aromatyczne. Wyjątkowe w smaku. Dekoracyjne.



KISZONE LIMONKI

Składniki:

limonki
sól




Przygotowanie:

1. Umyte limonki kroimy na ćwiartki i układamy ciasno warstwami w słoiku.
Każdą warstwę przesypujemy solą (ok 1 łyżki), nie za dużo.

2. Słoik zakręcamy i odstawiamy na jakiś tydzień.
Po jednym, dwóch dniach z limonek powinien zacząć wydzielać się sok a sól rozpuszczać.
Wtedy raz, dwa razy dziennie wstrząsamy słoikiem lub odwracamy go do góry dnem żeby sok równomiernie się rozprowadził. Limonki zaczną nieco zmieniać kolor. Po tygodniu są gotowe do użycia.

3. Gotowe limonki należy przechowywać w lodówce.

Można je dodawać do sosów, gulaszy, kuskusu podobnie jak kiszone cytryny albo na ich bazie zrobić pikantne przystawki (przepis niedługo).

Smacznego!!!

środa, 22 października 2014

Focaccia dyniowa z listkami świeżej szałwi.

Jesień to warzywa.
Październik i listopad to zdecydowanie dynia.
Mała, duża, hokkaido, prowansalska , olbrzymia, makaronowa...

Dyniowe pieczywo, zupy ,gulasze, desery...

Dyniowy, karotenoidowy szał.
Bo to zagłębie beta karotenu i witamin z grupy B. Posiada także potas, fosfor i wapń:)
A wiecie że z botanicznego punktu widzenia dynia to...jagoda?:)

Uwielbiam dyniowe pieczywo.  Optymistyczne pomarańczowe, pachnące.
Połączenie dyni i świeżej szałwii zawsze było jednym z moich ulubionych.

A wy? Co najbardziej lubicie robić z dyni?:)



FOCCIA DYNIOWA Z LISTKAMI ŚWIEŻEJ SZAŁWI

Składniki;

2/3 szklanki upieczonej i zmiksowanej dyni hokkaido
2,5 szklanki maki pszennej
1.,5 łyżeczki suczych drożdży lub 2 duże łyżeczki świeżych
sól
łyżeczka cukru
3 łyżki oliwy z oliwek
1 szklanka wody

dodatkowo garść świeżych listków szałwii



Przygotowanie:

1. Świeże drożdże rozpuszczamy w połowie szklanki ciepłej wody z cukrem. Zostawiamy na 15 minut

2. Suche drożdże(lub zaczyn), mąkę, sól, dynię, oliwę, ew. cukier mieszamy.Dolewamy wody aż uzyskamy miękkie elastyczne ciasto. Dokładnie wyrabiamy. Ewentualnie dolewamy jeszcze wody lub dosypujemy mąki do uzyskania odpowiedniej konsystencji.

3.Odstawiamy do wyrośnięcia na godzinę.

4. Ciasto rozciągamy na grubość ok.1 cm w wysmarowanej oliwą formie. Na wierzchu robimy wgłębienia i układamy w równych odstępach listki szałwii lekko dociskając. Całość skrapiamy oliwą i posypujemy gruboziarnista solą.

5. Pieczemy w piekarniku rozgrzanym do 180 stopni ok.30 minut. Focaccia powinna lekko wyrosnąć i ładnie się zrumienić.

Ponieważ dodatek dyni powoduje że ciasto jest bardziej wygodne i cięższe trzeba dodać więcej niż zwykle drożdży i poczekać aż ciasto ładnie wyrośnie:)

Smacznego!

poniedziałek, 13 października 2014

Czas na herbatę: gojnik/herbata górska

Nie do końca rozumiem ludzi ograniczających gorące napoje tylko do herbacianych listków. Często dość kiepskiej jakości.
A wokół tyle roślinnego dobra:)

Dzisiaj przedstawiam wam gojnik zwany też herbatą grecką lub górską.



Herbata z gojnika to pędy kwiatowe  Sideritis scardica, rośliny z rodziny jasnotowatych .
Bardzo popularna w Bułgarii, Grecji i Turcji (która jest jego największym eksporterem).
Roślinka ta zakwita w drugim roku swojego życia a w następnych tworzy liczne odrosty.

Nazwa łacińska sideritis nawiązuje do greckiego słowa sidero oznaczającego żelazo.
Podobno podawano tę herbatę żołnierzom dla wzmocnienia a naparem leczono rany zadane właśnie żelazem.

Gojnik od wieków uważany był za panaceum.
I rzeczywiście pełen jest dobroczynnych właściwości.
Jest źródłem żelaza i zawiera olejki eteryczne działające przeciwbakteryjnie i przeciwzapalnie.
Wzmacnia, pomaga walczyć z niedokrwistością, wspomaga układ odpornościowy i łagodnie reguluje ciśnienie krwi.
Świetna na przeziębienia, problemy z gardłem, stany grypopodobne.



A najwspanialsze w tym jest to że gojnik wybornie smakuje.
Trochę jak herbata, trochę jak szałwia...orzeźwiająco z leciutką goryczką.
Napar ma piękny, ciepły, złoty kolor a zaparzone pędy kwiatowe malowniczo wyglądają w dzbanku czy filiżance.

Aby zrobić sobie filiżankę górskiej herbatki wystarczy wrzucić do niej 1-2 kwiatki gojnika i zalać gorącą wodą po czym parzyć 3-5 minut.
Przyznam że ja lubię zaparzany trzy minuty. Jest bardziej orzeźwiający, z mniej wyczuwaną goryczką.
Odrobina melasy trzcinowej, karobowej albo morwowej wspaniale podkreśla smak naparu.
Można go też łączyć z innymi ziołami lub wzbogacać nim klasyczne napary herbaciane.



Jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej o tej ciekawej również symbolicznie i etnobotanicznie roślince z całego serca polecam blog etnobotanicznie.pl oraz książkę Marka Styczyńskiego pt. "Zielnik podróżny" ( klik ).

Gojnik dostaniecie w dobrych sklepach zielarskich stacjonarnie lub przez internet.
Sprowadza go do nas m.in. firma BAKRA

Smacznego odkrywania herbaty górskiej!!!

niedziela, 12 października 2014

Focaccia z pomidorkami koktajlowymi i zielem czosnku

Po pierwsze przypominam o konkursie ( KLIK ) w którym możecie wygrać super książkę:)
A teraz ...

Nigdy nie kryłam się z tym że jednym z moich ulubionych pikantnych wypieków są focaccie.

Możecie zerknąć na focaccie z jeżynami i rozmarynem i solą morską , focaccie na smalcu roślinnym z rozmarynem , focaccię z czosnkiem niedźwiedzim .

A dzisiaj zapraszam na ostanie wspomnienie lata : focaccię z pomidorkami koktajlowymi i zielem czosnku.

Pomidorki koktajlowe można zastąpić innymi a czosnek szczypiorkiem ale podana kombinacja jest wyjątkowo aromatyczna:)

Niezbyt często możemy kupić czosnkowy szczypiorek ale bardzo łatwo go wyhodować samemu jak szczypiorek z cebuli.
Ma trochę inny, delikatny aromat. Jest jednym z moich ulubionych.



FOCACCIA Z POMIDORKAMI KOKTAJOWYMI I ZIELEM CZOSNKU

Składniki:

500g mąki
20g świeżych (lub opakowanie suchych) drożdży.
ok.300ml ciepłej wody
sól
łyżeczka cukru
oliwa
garść pomidorków koktajlowych
dwie łyżki posiekanego szczypiorku z czosnku



Przygotowanie:

1.Drożdże zalać szklanką letniej wody, dodać cukier i wymieszać. Odstawić na 15 minut.

2.Mąkę, sól, oliwę i zaczyn z drożdży wymieszać i zagnieść elastyczne , miękkie ciasto. Ewentualnie dolać wody lub dodać odrobinę mąki. Odstawić do wyrośnięcia aż podwoi swoją objętość.

3. Formę wysmarować oliwą i rozciągnąć ciasto na grubość ok.1 cm.

4. W równych odstępach powciskać w ciasto pomidorki koktajlowe, posypać posiekanym szczypiorkiem i odrobiną gruboziarnistej soli.. Skropić oliwą.

5. Piec w piekarniku nagrzanym do 200 stopni aż ciasto ładnie się zrumieni (ok.20 minut)

Smacznego!


wtorek, 7 października 2014

KONKURS! I koktajl jeżyna/tymianek

Spacerując po lesie i zaroślach można jeszcze spotkać przepiękne krzaczki jeżyn pełne dojrzałych owoców.
 Tę śliczną jeżynę popielicę spotkałam spacerując w weekend po okolicach akademika gdzie znajdują się moje nowe studia.



Bo znowu wróciłam na uczelnię.
W pięknym miejscu.  35km od Rzeszowa w Weryni. Otoczonym parkiem, przyrodą. Cichym i spokojnym.

Tym razem wybrałam ZIOŁOZNAWSTWO :)
Jestem już po pierwszym zjeździe i jestem zachwycona.

W związku z moją radością chcę dać jej trochę innym.
Zapraszam więc na przepyszny koktajl z dostępnych jeszcze jeżyn oraz konkurs w którym możecie wygrać świetną książkę jednego z moich nowych wykładowców: Łukasza Łuczaja pt. "Dzika Kuchnia"



Co trzeba zrobić żeby ją dostać?

1. Odpowiedzieć na pytanie: "Jaką dziką roślinę jadalną lubicie najbardziej i dlaczego?" oraz zaproponować potrawę z jej udziałem. UWAGA! Potrawy muszą być wegetariańskie!

2. Będzie mi też miło jeżeli polubicie mój profil na facebook'u. (KLIK )

Na odpowiedzi czekam do końca października:)
Z nadesłanych odpowiedzi wybiorę tę która najbardziej mi się spodoba.

Książkę prześlę na wybrany adres na własny koszt.  TYLKO NA TERENIE KRAJU.

Miłej zabawy!!!

KOKTAJL JEŻYNOWY Z TYMIANKIEM




Składniki:

garść jeżyn
łyżeczka posiekanego świeżego tymianku
szklanka mleka sojowego (lub innego roślinnego)



Przygotowanie:

1. Wszystkie składniki dokładnie zmiksować. Ewentualnie dosłodzić do smaku.

Smacznego!


poniedziałek, 6 października 2014

Jesienne bliny gryczane. Najprostsze.

Piękny mamy w tym roku październik:)
Kolorowe liście cieszą oczy w promieniach słonecznych w każdym miejscu miasta. Nawet na najlichszym trawniku:)

No ale mimo słońca wieczory już chłodnawe...
A czy nie robi wam się cieplej na myśl o kocyku, gorącej herbacie i stercie pachnących gryczanych, drożdżowych placuszków?
Bo mi tak.

Zapraszam na wegańskie gryczane bliny. Proste i pyszne.

A gryka to samo zdrowie.
Bogata w lizynę i metioninę. Nie zawiera glutenu. Obniża poziom cholesterolu we krwi.
Zawiera mikro i makroelementy m.in.: wapń, magnez, cynk, miedź, mangan, selen:)
A to nie wszystko! Nie zapominajmy o rutynie która wzmacnia naczynia krwionośne.

To co?
Przekonałam chociaż trochę?



GRYCZANE BLINY NA JESIEŃ

Składniki:

300g mąki gryczanej ( lub pół na pół pszennej i gryczanej)
łyżeczka świeżych drożdży
400 ml mleka sojowego
łyżeczka cukru
szczypta soli
oliwa lub olej do smażenia

do podania: posiekany koperek, śmietana sojowa, ryżowa itp. kawior wegański ( z wodorostów, do kupienia np. w sklepach IKEA)




Przygotowanie:

1. Mleko lekko podgrzać żeby było letnie (ale nie gorące bo zabijemy drożdże!)

2. Drożdże rozprowadzamy razem z solą i cukrem w mleku i odstawiamy na 10 minut.

3. Do maki wlać mieszając zaczyn i odstawić do wyrośnięcia na ok. 30 minut.

4. Na patelni rozgrzać niewielką ilość tłuszczu i smażyć nie za duże placuszki.

5. Usmażone placuszki przykrywamy ściereczka lub drugim talerzem żeby nie ostygły.

6. Podajemy z ulubionymi dodatkami.

Smacznego!!!:)