piątek, 28 lutego 2014

Penne w sosie z awokado i kolendry


Kiedy chcemy zrobić coś szybko, łatwo i przyjemnie często wybieramy makaron:)

Uwielbiam wszelkiego rodzaju kluski i kluseczki w towarzystwie dobrego sosu a czasem nawet bez niczego.
Jeżeli wybierzemy sos na zimno czas przygotowania całości będzie odpowiadał właściwie tylko czasowi gotowania makaronu.

Dzisiaj proponuję pyszny, optymistycznie zielony i obłędnie pachnący sos z awokado, czosnku i kolendry.
Makaron możemy ugotować z odrobiną kurkumy, wtedy zrobi się żółty i wspaniale podkreśli kolor sosu a całość będzie miała iście wiosenną aranżację :)
Zadbajcie tylko żeby makaron rochę się przestudził...nie wiem jak wy ale ja nie cierpię "zaparzonego" czosnku w sosie.




PENNE W SOSIE Z AWOKADO I KOLENDRY

Składniki:

makaron penne (ugotowany i przestudzony)

dojrzałe awokado
dwa ząbki czosnku
pół pęczka kolendry ( jak nie lubimy to może być natka albo koperek)
sok z połówki cytryny
sól, świeżo mielony czarny pieprz
odrobina oliwy



Przygotowanie:

1.Awokado przekrawamy na pół, wyjmujemy pestkę, obieramy i wkładamy do pojemnika. Od razu skrapiamy sokiem z cytryny żeby nie ściemniało.

2.Czosnek obieramy, przeciskamy przez praskę i dodajemy do awokado.

3. Kolendrę płuczemy i siekamy. Dodajemy do pozostałych składników.

4. Wszystko miksujemy aż do uzyskania gładkiego sosu, w razie potrzeby  (dla uzyskania właściwej konsystencji) możemy dolać odrobinę oliwy.

5. Doprawiamy solą i pieprzem. Mieszamy z przestudzonym makaronem. Podajemy.

Smacznego!!!






Nie tylko mięso czyli wegetariańskie dania na wschodzie ( Klukovka)

Relacje z wizyt w Klukovce opisywałam już nie jeden raz (  np.tutaj ) i zawsze były pozytywne.
Kiedy zobaczyłam nowe wydarzenie z daniami wegetariańskimi nie miałam wyboru.
Wstydem byłoby nie pójść:)

W lokalu znaleźliśmy się pewnego wieczoru w środku tygodnia i od razu zaczęliśmy pożądliwie lustrować kartę proponowanych dań.
Parę było nam już znanych z innych akcji, na przykład przepyszne huczki albo bakłażan z orzechami.
Ale było też kilka których nie udało nam się spróbować wcześniej.

Szybko okazało się jednak że nie wszystkie dania są.
Byłam bardzo rozczarowana ale na szczęście to był tylko chwilowy brak i po konsultacji z kuchnią zostaliśmy powiadomieni, że jeżeli mamy ochotę poczekać ok.30 minut to będą właściwie wszystkie.
Co tu dużo mówić:) Poczekaliśmy. Przy ulubionej uzbeckiej herbacie.

Pierwszym spróbowanym daniem były Kimczi Jun czyli placki smażone z kimczi.
Same placki bardzo nam smakowały. Mniej, wyjątkowo słony sos podany do nich ale podejrzewam że to po prostu kwestia gustu ponieważ nawet przy sushi które uwielbiam ograniczam sos sojowy do minimum:)

Kimczi Jun (placki smażone z kimczi)


Dalszy ciąg stanowiły mandu warzywne (koreańskie pierogi z kapustą i grzybami ) i znowu to samo...pierożki śliczne i smaczne...sos zużyliśmy za to minimalnie:)

Mandu warzywne ( koreańskie pierogi z kapustą i grzybami)
 


Zdecydowanie najbardziej z dań ciepłych smakowała nam Hanum czyli rolada w cieście z ziemniakami, marchewką i pomidorami gotowana na parze...mimo że porcja była zacna żałowaliśmy że tak szybko się skończyła.
Byłoby wspaniale gdyby zagościła w menu na stałe bo i prezencja i smak odpowiadały nam idealnie:)

Hanum (rolada w cieście z ziemnakami,marchewką i pomidorami gotowana na parze)
 

Hanum (co tam kryje w środku)


Ponieważ bardzo podobała nam się muzyka jaka była tego wieczoru w lokalu  zostaliśmy trochę dłużej niż planowałam...i zamówiliśmy surówkę z fasoli mung ( małych kiełków fasolki mung z lekkim sosem) która okazała się hitem dnia dla mojego towarzysza(dotąd jej nie znał, aż trudno uwierzyć)  i dla mnie(ja znam ją bardzo dobrze i bardzo lubię).
.
Surówka z fasoli mung
 


Odkryliśmy też (nie wiem czemu umknęło to naszej uwadze przy poprzednich wizytach) że mają bardzo dobry kompot z mieszanych owoców.
Tak rzadko teraz można go spotkać a ten klukovkowy bardzo nam podpasował :)

Akcja trwa do końca tygodnia ( a niektóre z dań są w karcie na stałe) więc jeżeli jeszcze nie byliście w Kulkovce to możecie spokojnie wygospodarować w weekend chwilę czasu i  tam wpaść:)

P.S. Niedawno też lokal uruchomił tzw. regionalne lunche co może być bardzo ciekawą propozycją w ciągu tygodnia.
Aktualne info o konkretnych daniach w kolejnych dniach można śledzić na ich stronie w zakładce lunch.
W ofercie m.in lunch ukraiński, kaukaski, tatarski, karpacki i uzbecki.
Sama jeszcze nie próbowałam:)

wtorek, 25 lutego 2014

Rosti na dwa sposoby (z kolendrą i wędzona papryką)

Nie wiem czy istnieje prostsza potrawa...ścierasz ziemniaki, solisz, dodajesz pieprzu i smażysz...

Ale to tylko pozorna prostota.
Ważne są ziemniaki. Ogromnie ważne.
Dobra, smaczna odmiana która sprawi że rosti będzie chrupiące i zwarte.
Ważny jest świeżo zmielony pieprz o bogatym aromacie.
Ważny jest tłuszcz...dobrej jakości masło albo dobra oliwa.

Prostota potrzebuje wysokiej jakości składników.
Inaczej wyjdzie raczej coś prostackiego.

Czasem pokuszam się o dodanie jednej dodatkowej rzeczy.
Najbardziej lubię odrobinę wędzonej papryki albo łyżeczkę posiekanej kolendry.

Rosti pochodzi ze Szwajcarii gdzie dodaje się do niej często cebulę, boczek, jajka a nawet jabłko.
Jednak wersja podstawowa zawiera tylko ziemniaki, przyprawy i tłuszcz.
Moja jest więc czymś pośrednim.



ROSTI NA DWA SPOSOBY ( z kolendrą i wędzoną papryką)

Składniki:

500g ziemniaków
3 łyżki masła lub oliwy (ja robię na tłuszczu roślinnym)
sól, pieprz, pół łyżeczki mielonej wędzonej papryki albo łyżeczka drobno posiekanej kolendry.



Przygotowanie:

1.Obrane ziemniaki zetrzeć na tarce o grubych oczkach i osuszyć papierowym ręcznikiem.
Dodać sól,pieprz i wybrany składnik. Wymieszać.

2. Rozgrzać tłuszcz na patelni (najlepiej ceramicznej) i włożyć ziemniaki rozprowadzając równą warstwą.

3. Kiedy ziemniaki zaczną stawać się miękkie delikatnie rozgnieść je drewnianą łyżką formując okrągły placek.

4.Poczekać aż spód dobrze się zrumieni, ostrożnie przewrócić na druga stronę.
Zrumienić ponownie i wyłożyć na talerz.

Podawać z dowolnymi dodatkami. Ja lubię rosti z mieszanką sałat albo sosem z awokado.

Smacznego!


poniedziałek, 24 lutego 2014

Briam- warzywa pieczone po grecku.

Do lata jeszcze daleko ale pojawiające się słońce i cieplejszy wiatr sprawiły że zatęskniłam za letnimi smakami.
Pieczone warzywa z ziołami i oliwą są właśnie jednym z nich
Ale nie dajcie się zwieść. To nie jest pieczona podróbka warzywnego leczo albo grillowanych smętów podawanych w niektórych knajpach jako dodatek.
Nawet z warzyw dostępnych w sklepach teraz to jest coś przepysznego:)

Polecam.
Teraz i w lecie kiedy stragany zaczną uginać się pod ciężarem darów ziemi.

Jedyną zmianą jaką polecam w sezonie zimowym to pomidory z puszki zamiast świeżych.
Postarajcie się też o świeże zioła i bardzo dobrą oliwę z oliwek.



BRIAM-warzywa pieczone po grecku.

składniki:

3 średnie ziemniaki pokrojone w plastry
3 cukinie pokrojone w plastry
2 bakłażany pokrojone w plastry
2 papryki pokrojone w duże kawałki
2 cebule pokrojone w plastry
3-4 ząbki czosnku drobno posiekane
700g pomidorów( świeżych, pokrojonych drobno lub całych z puszki, też pokrojonych)
pęczek natki pietruszki posiekany
2 łyżki posiekanej mięty
parę gałązek tymianku( moja wariacja od oryginalnego przepisu ponieważ kocham tymianek)
3/4 szklanki oliwy z oliwek
sól, pieprz
dodatkowo szklanka wody
opcjonalnie: kawałek fety




Przygotowanie:

1.Mieszamy wszystkie składniki w naczyniu do zapiekania, polewamy oliwą i szklanką wody.

2.Przykrywamy folią aluminiową i pieczemy ok. 1-1,5h w piekarniku nagrzanym do 180 stopni aż warzywa zmiękną.

3.10 min przed końcem pieczenia zdejmujemy folię.

4. Opcjonalnie dodajemy pokruszoną fetę.

Smacznego!!!

niedziela, 23 lutego 2014

Amigdalosalata me patates (grecka sałatka migdałowa z ziemniakami)

Nie wiem czy nazywać to sałatką w naszym znaczeniu tego słowa czy może puree ziemniaczanym na sposób grecki...właściwie to nie jest ważne.
Ważne jest to że smakuje niesamowicie dobrze.
Z jednej strony przypomina nasze smaki, z drugiej pozwala odkryć nowe, zachęcające rozwiązania.
Delikatne utłuczone ziemniaki, chrupiące migdały, ostrość cebuli i lekko kwaskowy smak soku z cytryny i oliwy...całość do odtwarzania, odtwarzania i odtwarzania...czuję że znalazłam swój nowy komfort food:)

Tomku! Dziękuję za mozolne tłumaczenia z greckiego:)



AMIGDALOSALATA ME PATATES
(grecka sałatka migdałowa z ziemniakami)

Składniki:

3 średnie ziemniaki
pół łyżeczki soli
szklanka migdałów bez skórki, utłuczonych
pół szklanki oliwy z oliwek
3 łyżeczki soku z cytryny
3 łyżeczki drobno posiekanego koperku
1 mała cebula, starta lub bardzo drobniutko posiekana
opcjonalnie: 200g greckiego gęstego jogurtu ( ja nie użyłam)




Przygotowanie:

1. Ziemniaki gotujemy, solimy i rozgniatamy na puree.

2. Dodajemy naprzemiennie migdały, oliwę i cytrynę ciągle mieszając.

3. Na koniec dodajemy cebulę. Mieszamy.

4. Doprawiamy do smaku( solą, pieprzem) i posypujemy koperkiem lub inną zielenina.

Smacznego!!!

sobota, 22 lutego 2014

Fasola pieczona po bostońsku

Nie wiem jak wy ale ja bardzo lubię naszą swojską zwyczajną fasolę.
Czasem bardziej mi do niej tęskno niż do cieciorek, soczewic czy bobiku...
Kojarzy mi się z dzieciństwem i babcią.
Z jej warzywnym ogrodem.
Z wielkimi misami zielonych strączków które łuskało się na ganku.
To była dla mnie prawdziwa tajemnica. Nigdy nie wiedziałam jaką fasolę znajdę wewnątrz.
Dużą i białą...nakrapianą w kolorowe cętki, z jednym czarnym oczkiem a może całą czerwoną?
Babcia zawsze wiedziała i jawiła mi się przez to jako istota prawie magiczna z dziwnymi zdolnościami:)

Kiedy pierwszy raz natknęłam się na ten przepis byłam sceptyczna.
Ale potem wspomniałam wigilijną fasolę z miodem mojej prababci Stasi i pomyślałam że w sumie to może być bardzo smaczne.
I rzeczywiście.
Ta fasola jest wyborna.  Wyglądem odbiega od ideału ale smak nadrabia wszystko.
Oryginalny przepis poleca podawanie jej z czosnkowymi grzankami ale ja zdecydowanie wolę kiedy jest posypana dużą ilością świeżej zieleniny: szczypiorku, natki a nawet kolendry.



FASOLA PIECZONA PO BOSTOŃSKU
(za książką:" Kuchnia wegetariańska" Carla Bardi, Ting Morris)



Składniki:

50 dag fasoli
3 cebule
4 goździki
6 łyżek melasy
3/4 ( ja zmniejszam do 1/2) szklanki brązowego cukru
2 łyżki musztardy ziarnistej ( tę z kolei zwiększam do 4 łyżek)
1 szklanka wody
sól i pieprz



Przygotowanie:

1.Fasolę namoczyć, odcedzić, zalać świeżą wodą i gotować razem z jedną cebulą 30 minut.

2.Piekarnik rozgrzać do 150 stopni.

3. Cebule pokroić w piórka i rozłożyć razem z goździkami na dnie naczynia żaroodpornego.

4.Melasę,cukier,musztardę i wodę wymieszać aż cukier się rozpuści. Doprawić sola i pieprzem.

5.Sos wymieszać z fasolą i wyłożyć całość na cebulę.

6.Wstawić do piekarnika i piec aż fasola będzie całkiem miękka i wchłonie cały płyn.

Smacznego!!!


czwartek, 20 lutego 2014

Czekoladowe trufle z marcepanowym środkiem i bananową posypką.

Najbardziej lubię kiedy z potrzeby chwili i dostępnych składników uda mi się zmajstrować coś wyjątkowo dobrego.
A te trufle są WYJĄTKOWO dobre :)


 
Miałam: kawałek marcepanu, trochę suchego czekoladowego biszkopta, kawałek pozostałej po warsztatach czekolady i chipsy bananowe.
I pilną potrzebę zrobienia małego co nieco.

Efekt zaskoczył nawet mnie...



CZEKOLADOWE TRUFLE Z MARCEPANOWYM ŚRODKIEM I BANANOWĄ POSYPKĄ.

Składniki:

szklanka pokruszonego suchego kakaowego lub czekoladowego biszkopta
25g masy marcepanowej
pół opakowania chipsów bananowych
ok.100g dobrej jakości gorzkiej czekolady
3-4 łyżki śmietanki

Przygotowanie:

1. Czekoladę roztopić ze śmietanką w kąpieli wodnej. Dodać do pokruszonego biszkopta i dokładnie wymieszać. Wstawić do lodówki na ok 1h.

2. Zrobić posypkę bananową. Banany zmielić w młynku do kawy.

3. Z masy marcepanowej utoczyć kulki wielkości dużego groszku.

4. Łyżeczką nabierać porcje masy czekoladowej, rozpłaszczać lekko, włożyć w środek marcepan i skleić. Delikatnie utoczyć kulkę. Zrobić tak ze wszystkimi kulkami masy marcepanowej.

5.  Na koniec każdą kulkę obtoczyć w posypce bananowej. Uwaga! Posypka nie jest bardzo sypka i tak naprawdę to najtrudniejsza część całej pracy. Ja obtaczałam dwa razy.

6. Zostawić do schłodzenia w lodówce. Najlepiej na noc.

Smacznego!



środa, 19 lutego 2014

Czarna fasola z mango.

Udało mi się zdobyć parę pięknych, dojrzałych mango co nie jest łatwe w naszych sklepach.
W związku z tym przerabiam je na wszystkie możliwe sposoby.

Uwielbiam mango. Od słonecznego koloru, przez zniewalający żywiczny zapach skórki przy obieraniu aż do pysznego, soczystego miąższu.

Żałuję że u nas to owoc kojarzony zwykle z deserami bo ja zdecydowanie wolę go w wersji pikantnej.



 Ta fasola jest łatwa w przygotowaniu, smaczna i można ją zrobić wieczorem z myślą o zdrowej sałatce do pracy lub szkoły. Na pewno wszyscy zzielenieją z zazdrości.

CZARNA FASOLA Z MANGO

Składniki:

szklanka ugotowanej czarnej fasoli ( ale odnajdzie się w tym też czerwona)
jedno dojrzałe mango
pół pęczka kolendry lub natki pietruszki lub pół na pół ( ja preferuję kolendrę zmieszaną z natką)
szalotka lub pół cebuli, drobno posiekanej
sok z jednej limonki
sok z połówki pomarańczy
2 łyżki oliwy
sól i pieprz



Przygotowanie:

1. Mango obrać i pokroić w kostkę.

2.Kolendrę posiekać.

3. Do miski wsypać ugotowaną fasolę, mango, kolendrę i posiekaną cebulę. Wymieszać.

4. Z oliwy, soku z limonki, soku z pomarańczy, soli i pieprzu zrobić sos. Polać potrawę i delikatnie przemieszać.

Smacznego!!!



wtorek, 18 lutego 2014

Szafranowe risotto z lubczykiem i selerem naciowym

Od razu widać że jestem jeszcze pod wrażeniem  walentynkowych warsztatów z afrodyzjakami ( opis tutaj ) gdzie przewinęło się risotto milanese.

Nie będę ukrywać że kiedy robiłam tę wersję w pamięci miałam jeszcze smak przepysznej klasyki.
Ale nie byłabym sobą gdybym nie pozmieniała paru rzeczy i nie dostosowała go do moich aktualnych potrzeb.

Lubię wyraziste, ziemne smaki i to risotto jest tego dobrym przykładem.

Zarówno szafran, jak i lubczyk są bardzo aromatyczne a i seler naciowy do delikatnych akcentów nie należy.

To wersja dla przyprawowych maniaków lubiących kiedy wokół wszystko pachnie a w ustach rozlewa się wyraźny atakujący podniebienie aromat.

Mnie bardzo smakowało...tak że zrobiłam je jeszcze raz:)
No i oczywiście pozostając w klimacie miłosnym nie mogę nie zauważyć że szafran, lubczyk i seler naciowy to silne afrodyzjaki;)



SZAFRANOWE RISOTTO Z LUBCZYKIEM I SELEREM NACIOWYM

Składniki:

litr bulionu warzywnego (plus szklanka)
250g ryżu do risotto (np. arborio)
150 ml oliwy
średnia cebula, posiekana
1g nitek szafranu
dwie łyżki posiekanego lubczyku
2 spore łodygi selera naciowego pokrojonego w plasterki
sól i świeżo mielony czarny pieprz



Przygotowanie:

1. W garnku lub na głębokiej patelni rozgrzać 2/3 oliwy i podsmażyć cebulę aż się zeszkli ale nie przyrumieni.

2. Wsypać ryż i mieszać ok. 1 minuty aż ziarenka ryżu zostaną dokładnie oblepione tłuszczem.

3. Wsypać seler naciowy i 2/3 lubczyku. Zamieszać i dolać bulion ( tylko tyle żeby osiągnął poziom ryżu) po czym dolewać kolejne porcje kiedy ryż wchłonie już poprzednią, nie chcemy rozgotować ryżu i zrobić zupy)

4. W połowie gotowania dodać roztarty szafran. Mieszać ryż od czasu do czasu i dolewać kolejne porcje bulionu aż ryż będzie al dente, to znaczy miękki ale z twardszym "ziarenkiem" w środku.

5. Doprawić solą i pieprzem ( nie żałować), posypać resztą lubczyku i skropić pozostałą oliwą.

Smacznego!

BY MY VALENTINE czyli warszaty z afrodyzjakami w tle z KUCHARNIĄ

 
Część surowców na warsztaty ( w tym pyszne, świeże zioła z Baziółki.)
 
No i nadszedł ten moment kiedy trzeba by było napisać co nieco o wspaniałych warsztatach na których ostatnio byłam.
Tyle tylko że w głowie pustka, na języku żadnych słów a pod palcami nie kuszą żadne klawisze.

Za to w głowie i sercu...natłok, gwar, kolory, smaki, zapachy i wspomnienia.

Jestem osobą bardzo emocjonalną nawet jeżeli te emocje są uwewnętrznione.
Każde spotkanie z ludźmi których lubię i podziwiam jest przeżyciem.
Z każdego doświadczenia zbieram ogrom myśli, skojarzeń i obrazów które potem trudno omówić.
Bo mimo że trochę ze mnie typ naukowy ja jednak bardziej czuję, dotykam i kocham niż opisuję i analizuję.
Dlatego tak ciężko czasem ubrać mi coś w słowa.

Więc zamknę może oczy i opiszę wam co widzę i czuję kiedy myślę o tym kolejnym spotkaniu z Anną Marią...

Ciepło.
Zapach...ziół, czekolady, granatu i gruszek.
Dotyk masy truflowej i pudru...palce pachnące różą, hibiskusem i truskawką.

Śmiech...dużo śmiechu.
Piękna posadzka, kuchnia i chlebowy piec.

Gwar poprzetykany westchnieniami zachwytu i zadowolenia.

Mieszanki smaków.
Znajome i nowe twarze. Zajmujące historie...rożne barwy głosu.
Beztroska i spokój.

Bo Pracownia Manualna to miejsce gdzie można poczuć się jak u siebie, wśród swoich.
W pięknej przyjaznej przestrzeni. Z przesympatyczną i uśmiechniętą właścicielką.
Swojsko, otwarcie, radośnie.

Roztapiamy czekoladę.

A Ania z KUCHARNI to ktoś z kim po prostu czujesz się dobrze.
I już. Czasem patrzę na nią ja tłumaczy lub miesza w garnku i po prostu czuję  jakąś jasną aurę  która otacza ją jak różowa mgiełka.
Trudno się oprzeć temu spokojnemu urokowi :)

To już drugie warsztaty w tym miejscu i z Anią (poprzednie sprawozdanie  TUTAJ )
I mam szczerą nadzieję że jeszcze nie ostatnie.

Bardzo tez polubiłam uczestników:)
m.in. przemiłą przedstawicielkę MANUFAKTURY CZEKOLADY która odkrywała przed nami tajniki ziaren kakaowca i obróbki tego czekoladowego szczęścia.

Ogromny blok czekolady przed temperowaniem.

Siekanie takiego bloku czekoladowego to nie lada wyczyn.



Oraz  właścicielkę fajnego, klimatycznego bloga MadziaŁyga :) mam nadzieję że spotkamy się jeszcze gdzieś, kiedyś, może na kolejnych warsztatach?

No dobrze...to może konkrety?
Co gotowałyśmy na tych gorrrących, walentynkowych warsztatach?

A dziewięć miłosnych, pełnych afrodyzjaków dań:)

1. Bakłażana pieczonego z czosnkiem i granatem.

Pieczony bakłażan z czosnkiem i granatem.


2.Krem malinowo buraczany.


Krem malinowo-buraczany.


3.Risotto milanese.

Risotto milanese.


4. Szafranowo-kardamonową panna cottę z pistacjowym krokantem i karmelizowanym mango.

Szafranowo- kardamonowa panna cotta z pistacjowym krokantem i karmelizowanym mango.

Krokant pistacjowy jeszcze przed połamaniem.


5.Koktajl miłości "Love Potion" z malin, bazylii i pomidorków cherry.

Love potion ;)


6.Pieczone gruszki z serem pleśniowym,miodem i orzechami.
7.Lody z kolorowym pieprzem.

Pieczona gruszka z serem pleśniowym, miodem i orzechami podana z lodami z kolorowym pieprzem.


8.Trufle w trzech rodzajach pudru (hibiskusowym, różanym i truskawkowym)

Trufle w hibiskusowym, różanym i truskawkowym pudrze.
 


9.Czekoladowe serca

Czekoladowe serca.


Wam też zrobiło się gorąco? ;)
Właśnie tak miało być!

Jeżeli będziecie kiedyś zastanawiać się czy wziąć udział w warsztatach z Anią w Pracowni Manualnej...nie zastanawiajcie się. Po prostu rezerwujcie czas i miejsce.
Gwarantuje że nie wyjdziecie rozczarowani :)








poniedziałek, 17 lutego 2014

Meksykańska sałatka z papają, limonem, awokado i kolendrą.

Bardzo lubię meksykańską kuchnię...a może powinnam raczej napisać: bardzo lubię kuchnię opartą na popularnych meksykańskich składnikach:)

Uwielbiam limonki, kolendrę, czarna fasolę, kukurydzę i papryczki...bardzo.

Ostatnio zaszalałam i dorwałam piękne dojrzałe papaje co nie zdarza się u nas często i już od paru dni robię niebiańską sałatkę.
Polecam zapoznać się z nią i wam:)



Zapraszam  na:

MEKSYKAŃSKA SAŁATKA Z PAPAJĄ,LIMONEM,AWOKADO I KOLENDRĄ.

Składniki:

mieszanka ulubionych sałat( ja lubię mieszankę łagodnych i gorzkawych )
papaja
czerwona papryka
dojrzałe awokado
świeża kolendra
limonka
dymka
nasiona dyni (prażone)

sos:
sok z jednej limonki
pół łyżeczki słodkiej papryki
szczypta mielonego kminu
2 ząbki czosnku(zmiażdżone)
oliwa z oliwek(ok 4-5 łyżek)
sól
pieprz czarny( świeżo mielony)



Przygotowanie:

1. Sałaty myjemy, osuszamy i rwiemy na kawałki. Umieszczamy w dużej misce.

2. Papaję myjemy, przecinamy wzdłuż na pół, wyjmujemy nasiona, obieramy ze skórki i kroimy w kostkę.

3. Awokado przekrawamy na pół, wyjmujemy pestkę, obieramy i kroimy w kostkę. Szybko skrapiamy sokiem z limonki aby nie ściemniało.

4.Paprykę myjemy, przecinamy na pól, usuwamy nasiona i kroimy w kostkę.

5.Dymkę drobno siekamy.

6. Pokrojone składniki dodajemy do sałat, dorzucamy posiekaną kolendrę i pestki dyni.

7.Polewamy sosem. Mieszamy.

Aby przygotować sos mieszamy wszystkie składniki.

Smacznego!!!

sobota, 15 lutego 2014

Afrodyzjaki wschodu w Klukovce.

Klukovce pisałam już wcześniej przy okazji dni kuchni karpackiej (klik)

Tym razem pretekstem do ponownych odwiedzin i opisu było menu związane z walentynkami : afrodyzjaki wschodu czyli figi, daktyle, granat.

Bardzo się cieszę że udało nam się dotrzeć bo chociaż okolicznościowe menu obowiązują w Klukovce dość długo to np. na poprzednią akcję (kuchnia syberyjska) nie dotarłam.


Tym razem z powodu okazji czekał na nas malutki stolik z kwiatami i kilkudaniowa rozgrzewająca ciało i zmysły karta.

Spróbowaliśmy prawie wszystkiego.

Na początek poprosiliśmy o podwójną porcję Sułtańskiego eliksiru czyli rozgrzewającego napoju z daktyli, imbiru, miodu i cytryny. Gorący, ostro-słodki i aromatyczny był idealnym preludium kolacji z afrodyzjakami.
Chyba spróbuję go odtworzyć w domu. W końcu czeka nas jeszcze niejeden chłodny zimowy wieczór:)


Sułtański Eliksir


Już rozgrzani i uśmiechnięci zamówiliśmy przystawki: sałatkę z pomidorami, granatem i czerwoną cebulą oraz bakłażany z orzechami włoskimi i (jakże by inaczej) granatem.

Sałatka z granatem

Bakłażan z orzechami włoskimi i granatem

Przystawki


Ponieważ żadne z dań głównych nie było wegetariańskie ja zamówiłam sobie huczki (smażone placki z kiszonej kapusty) które ku mojej radości po dniach kuchni karpackiej zostały w menu na stałe.
Natomiast mój towarzysz wybrał płow po azerbjdżańsku z afrodyzjakami (m.in. z figami i daktylami).

Płow po azerbejdżańsku z afrodyzjakami


Sałatka,niby prosta, jednak świetnie ożywiona granatem znikła bardzo szybko i to chyba kolejna rzecz którą zaadoptuję do domowego menu.
Bardzo smakował mi bakłażan. Ostro doprawiony i ślicznie wyglądający.

Huczki które znałam z poprzedniej wizyty zdołały się obronić. Nie wiem nawet czy nie smakowały mi jeszcze bardziej. Chrupiące z zewnątrz, kremowe w środku , podawane z kwaśną śmietaną.
Trochę żałowałam że tym razem bez grzybów...no ale nie mogę mieć wszystkiego ;)

Huczki


Mój towarzysz zdecydowanie stwierdził że płow był genialny i że bardzo lubi klukowkowe płowy ogólnie.
Rzeczywiście prezentował się i roztaczał bardzo miły zapach.

Na początku trochę przeszkadzała nam nowoczesna muzyka ale na szczęście wraz z upływającym czasem i ona się zmieniała na bardziej dopasowaną do okazji i  bardziej nam odpowiadającą.

Nie chciało nam się wychodzić.
Zamówiliśmy jeszcze po uzbeckiej herbacie (tutaj przyznaję że trochę się rozczarowałam, bardzo lubiłam tutejszą z dużą ilością tymianku, tym razem przeważała mięta co mniej mi pasuje i mam nadzieję że następnym razem będzie już moja ulubiona wersja) a potem menu degustacyjne alkoholi (nowość w lokalu).

Herbata


Z pośród trzech rodzajów alkoholi : Nalewki żurawinowej, Trojanki litewskiej i Rigas balzams najbardziej smakował mi balsam który znałam już wcześniej. To propozycja dla wszystkich lubiących mocne, ziołowe procenty. Bardzo miłym zaskoczeniem był litewski likier ziołowy.  Przyjemny zapach z nutką pomarańczy.

Menu degustacyjne alkoholi, od lewej: trojanka litewska, rigas balzams i nalewka żurawinowa


Mam nadzieję że Klukovka nie straci zapału i nadal będzie wymyślać akcje na które będziemy się wybierać z równą przyjemnością jak dotychczas:)
Chciałabym tylko żeby wróciła moja ulubiona herbaciana mieszanka.

Wy też się tutaj wybierzcie :)